Ratownicy od kilku tygodni domagają się wyrównania płac do wynagrodzenia pielęgniarek, upaństwowienia służby i pilnego wprowadzenia w życie tzw. dużej nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Protestują, bo jak mówią, mają dość czczych obietnic składanych przez rządzących. I żądają od ministra zdrowia podjęcia natychmiastowych działań w celu eliminacji dysproporcji pomiędzy odpowiedzialną i stresującą pracą, jaką wykonują, a zarobkami.
– Uważamy, że godna płaca za pracę, którą wykonujemy, powinna mieścić się w granicach 4 tysięcy zł. Jest to dwukrotność tego, co zarabiamy obecnie – mówi Waldemar Zdańkowski, ratownik medyczny i przewodniczący Związku Zawodowego Ratowników Medycznych w Białej Podlaskiej.
Średnia wysokość zarobków ratownika medycznego w województwie lubelskim oscyluje w granicach 1,7-2 tys. zł, przy czym w mniejszych miejscowościach wynagrodzenie jest jeszcze niższe. Dlatego protestujący mówią, że otrzymywane co miesiąc pieniądze nijak się mają do pracy, jaką wykonują podczas 12-godzinnego dyżuru. – Musimy być w stałej gotowości do wyjazdu. To na nas przecież ciąży odpowiedzialność za naszych pacjentów. My podejmujemy decyzje, a każdy błąd jest na wagę ludzkiego zdrowia i życia. I jak ta odpowiedzialność ma się do odpowiedzialności za pracę ekspedientki w supermarkecie? Bo mniej więcej tyle samo zarabiamy. Nigdy też nie wiemy, co może nas czekać na miejscu. Niejednokrotnie spotykamy się z agresją słowną i fizyczną, zwłaszcza w sytuacjach, gdy wezwanie dotyczy osób nietrzeźwych – opowiada jeden z ratowników z bialskiego pogotowia.
Kilka lat temu ratownicy zastąpili lekarzy w części karetek. Tym samym wzrosły wymagania związane z tym zawodem. Obecnie muszą mieć ukończone studia wyższe i specjalistyczne kursy. A to, co zdaniem protestujących, wpływa na często lekceważące postrzeganie zawodu ratownika przez społeczeństwo, czego przykładem jest nieprzyznanie ich grupie zawodowej statusu służby. A to sytuowałaby ich pod względem finansowym i przywilejów emerytalnych na równi z policjantami czy strażakami, z którymi wspólnie działają przecież na miejscu wypadku. Takie przywileje obiecała ratownikom w swoim exposé premier Beata Szydło. Na razie na zapowiedziach się skończyło.
W związku z brakiem reakcji na trzy główne postulaty protestujących ratowników ze strony rządu i ministra zdrowia, podejmują oni kolejne kroki. W poniedziałek 19 czerwca o godz. 9 przedstawiciele Komitetu Protestacyjnego Ratowników Medycznych pojawili się w Urzędach Wojewódzkich w całej Polsce. Swoje postulaty ratownicy przedstawili również wojewodzie lubelskiemu Przemysławowi Czarnekowi. Wśród nich znaczną grupę stanowiła delegacja z bialskiej Stacji. – Złożyliśmy u pana wojewody pismo, w którym zadajemy siedem pytań, m.in. czy wszystkie środki finansowe otrzymane przez niego jako dotacja na funkcjonowanie systemu PRM w 2016 r. zostały przekazane do NFZ, celem przekazania ich dysponentom jednostek ratownictwa medycznego na realizację kontraktów? Czy popiera postulat upaństwowienia systemu PRM i jakie kroki w celu realizacji naszych postulatów podjął do tej pory? Uzyskaliśmy zapewnienie od pana wojewody, że popiera nasze postulaty. Wierzymy, że poprze nasze dążenia także w ministerstwie i że osiągniemy nasze postulaty – stwierdza Zdańkowski.
Póki co protest trwa. Ma on jednak wyłącznie charakter informacyjny, bo ratownicy w żaden sposób nie chcą, aby akcja uderzała w pacjentów. Od 24 maja na budynkach bialskiej Stacji i jej filii, podobnie jak w całej Polsce, wywieszone zostały flagi i transparenty. Specjalne oznaczenia zyskały również karetki, a sami ratownicy włożyli czarne koszulki z logo protestu. W związku z prowadzoną akcją przez tydzień ambulanse wyjeżdżały do każdego wezwania na sygnałach dźwiękowych. Nie wykluczone jednak, że nastąpi eskalacja protestu. Komitet Protestacyjny Ratowników Medycznych już zapowiada rozpoczęcie głodówki czy akcję składania masowych wypowiedzeń z pracy. A na 30 czerwca – manifestacje ratowników medycznych w kilku miastach.
Monika Pawluk
Napisz komentarz
Komentarze