Mieszka Pani w Gdańsku, jak to się stało, że akcja Pani książki toczy się m.in. w powiecie parczewskim i radzyńskim?
Moja cała rodzina od strony mamy pochodzi właśnie z tych stron. Bohaterki książki, czyli moja babcia i jej dwie siostry, które obecnie są już staruszkami urodziły się i wychowały we wsi Gęś niedaleko Parczewa. Choć ja sama niezbyt często bywałam w tych okolicach, strony te są mi wyjątkowo bliskie. Pamiętam łany zbóż, pola, stary drewniany dom mojej prababci, której niestety nie poznałam i dorodne jarzębiny zaglądające do okien.
Czy odwiedza Pani tutejsze strony? Które miejsca podobają się Pani najbardziej?
Niestety bywam tu rzadko, choć część naszej rodziny nadal tu mieszka, głównie w Parczewie. Kilka lat temu spędziłam jednak dwa tygodnie na Podlasiu, nad Bugiem. Miałam okazję odpoczywać w okolicach Mielnika i byłam absolutnie urzeczona tymi rejonami. Wszystko wydawało mi się doskonałe, rzeka, łąki, przepiękna drewniana architektura, małe cerkwie, stada bocianów i niezwykła gościnność ludzi. Na wiosnę planuję odbyć kolejną podróż sentymentalną w te rejony, choć wiem też, że przyjazd do Gęsi nie będzie dla mnie łatwy ze względu na to, że ziemia mojej prababci w bolesny i absurdalny sposób przepadła. A ziemia, to poważna sprawa. Myślę, że wiele osób zrozumie, co mam na myśli.
Jak wygląda powstawanie książki? Czy ma Pani ustalone godziny, w których Pani pisze czy robi to Pani wtedy kiedy nachodzi Panią wena?
Raczej piszę, gdy nachodzi mnie wena i mam o czym pisać, choć uważam, że najlepiej byłoby robić to codziennie o określonych godzinach. Niektórzy pisarze piszą dwie strony dziennie, sto razy to czytają, dopieszczają. Inni, do których i ja należę są chaotyczni. Piszę, gdy płynie tak zwany strumień, a potem się zastanawiam, co z tym zrobić. Nie mam w tym zbyt dużego doświadczenia, bo "Brzuch Matki Boskiej" jest moją jedyną książką. Mam nadzieję, że nie ostatnią.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 46
Napisz komentarz
Komentarze