- Bardzo byśmy chcieli żeby restauracja mogła być otwarta. Straty są bardzo duże. Gdyby nie pieniądze z tarczy trzeba byłoby zamknąć lokal. W przypadku spadku sprzedaży i obrotów o 60 proc. a w grudniu o 70 proc. trudno byłoby z utrzymaniem pracowników. Liczymy, że po otwarciu hoteli i kin, zostaną też otwarte restauracje – mówi Beata Twardowska właścicielka restauracji Sielska.
– Pomoc z tarczy była realnym wsparciem ale jeżeli czas zamknięcia firmy będzie się przedłużał, pieniądze się skończą i wtedy pozostaniemy w trudnej sytuacji. Otwierając restaurację dziesięć lat temu nigdy nie przypuszczaliśmy, że będziemy mieć do czynienia z sytuacją, w której ktoś nie pozwoli nam działać. Dotąd restauracja była otwarta 360 dni w roku, więc można sobie wyobrazić jakie straty ponosimy – zauważa. (...)
Jak zauważa Adam Abramowicz rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw, właściciele firm liczyli na to, że rząd zastosuje swój własny plan z 28 listopada. - Restrykcje były w nim uzależnione od ilości zachorowań. W tej chwili większość Polski to są strefy zielone i żółte, więc w tych strefach siłownie i restauracje mogłyby działać. Niestety, rząd wybrał inny wariant, a przedsiębiorcy tego nie rozumieją. Jeżeli się otwiera galerie handlowe, gdzie są ogromne kolejki, (wcześniej była też otwarta IKEA, gdzie był ścisk w weekendy), to dla czego zamykać działalność fitness, gdzie liczba osób, na określonej powierzchni jest ograniczona? - mówi Adam Abramowicz. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 9 lutego
Napisz komentarz
Komentarze