Przypomnijmy, że do dramatycznej akcji ratunkowej doszło w środę 16 sierpnia. Dwuletnia dziewczynka wpadła do niezabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej na parkingu przy kąpielisku. Tylko dzięki niezwykle przytomnej, błyskawicznej reakcji matki, która w ostatniej chwili wymacała głowę córki i wyciągnęła ją za włosy z szamba, nie doszło do tragedii. Od razu po wyciągnięciu dziewczynki ze studzienki, pojawiły się służby ratunkowe. Na miejsce przybyła policja i śmigłowiec pogotowia ratunkowego. Dziecko, mając wyraźne problemy z oddychaniem, zostało przewiezione do bialskiego szpitala. Zarzuty w związku ze sprawą usłyszał Andrzej P., współwłaściciel terenu, na którym znajdowała się niezabezpieczona studzienka. Śledczy zarzucają oskarżonemu, że nie objął należytym nadzorem studzienki i dopuścił do jej użytkowania bez wymaganych przeglądów.
Ona się tam topiła!
– Szłyśmy z kąpieliska do samochodu. Córka zobaczyła na parkingu opony. Skoczyła najpierw do pierwszej opony, wyszła z niej a później wskoczyła do drugiej. Później zobaczyłam już tylko rączki i słyszałam krzyk. Zaczęłam te opony odrzucać i krzyczałam, żeby ktoś pomógł. W moją stronę biegł człowiek, który klęczał przy mnie i próbował mi pomóc, ale nie był stanie ponieważ ta dziura była mała. Wsadziłam tam głowę i ręce i jej szukałam. Ona się tam topiła. Wypływała i z powrotem się zanurzała pod wodą. Nie wiem jakim cudem, ale w końcu złapałam ją za włosy i wyciągnęłam na powierzchnie. Córka zaczęła się dławić, była cały czas przytomna. Potrafiła zachować się w wodzie i zamykała usta. Dzięki temu nie straciła przytomności – zeznawała przed sądem Katarzyna Kasaniuk, matka poszkodowanej.
Dziecko trafiło do szpitala w Białej Podlaskiej. U dziewczynki zdiagnozowano zachłystowe zapalenie płuc, czego efektem było spędzenie sześciu dni w szpitalu. Dostała również zastrzyki przez kolejne dwa tygodnie.
Nie złożył zeznań
Oskarżony nie przyznaje się do winy. Odmówił składania zeznań przed sądem jak i rozmowy z dziennikarzami. Tuż po sierpniowym zajściu wypowiedział się jednak dla Słowa. Mówił wówczas, że żadnych uchybień w kwestii bezpieczeństwa nie było. – To wina wandali, którzy odsunęli zabezpieczenie od studzienki. Cztery dni wcześniej była kontrola z sanepidu i policji. Wszystko było w porządku.– ubolewał wtedy Andrzej P.
Następna rozprawa odbędzie się w styczniu, ale na wniosek obrońcy oskarżonego obie strony zgodziły się na tzw. postępowania mediacyjne, które odbędzie się14 grudnia. – Zgodziliśmy się na mediacje, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, co oskarżony ma do powiedzenia. Odmówił składania wyjaśnień i nie usłyszeliśmy nawet słowa "przepraszam". – mówi Przemysław Bałut, pełnomocnik poszkodowanej.
Prawnik uważa, że brak zabezpieczenia studzienki był przewinieniem. – Studzienka o szerokości 25 cm, była głęboka na 2 metry. Gdyby nie reakcja matki, dziecko nie miałoby żadnych szans. Każde dziecko mogłoby wpaść do tej studzienki, która powinna być odpowiednio zabezpieczona, tak jak każda studzienka w mieście, szczególnie, że było to kąpielisko gdzie bawią się dzieci. – dodaje mec. Bałut. Jego klientka wystąpiła o rekompensatę w wysokości 80 tys zł.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 50
Maciej Maciejuk
Napisz komentarz
Komentarze