W niedzielę, 20 stycznia, pani Katarzyna podczas spaceru po lesie niedaleko Husinki natrafiła na ranną sarnę. Prawdopodobnie zwierzę zostało pogryzione przez psa lub wilka, które coraz częściej pojawiają się w okolicach Białej Podlaskiej. Dodatkowo sarna miała sparaliżowane tylne nogi. Nie chcąc pozostawić rannego zwierzęcia bez pomocy pobiegła do domu, by zaalarmować służby o zdarzeniu. Najpierw powiadomiła straż miejską, stamtąd przekierowano ją jednak na policję. - Zadzwoniłam na numer alarmowy, opisałam sytuację. Funkcjonariusz podał numer do gminnego urzędnika i powiedział, że u niego powinnam uzyskać pomoc – relacjonuje pani Katarzyna. - Urzędnik zwyczajnie mnie zbył, rozmowa była bardzo nieprzyjemna, nie ukrywam, że się zdenerwowałam. Pan zaczął przytaczać mi swoje obowiązki, był arogancki i nie udzielił pomocy - zaręcza kobieta. Sarnę zabrała do domu, gdzie zwierzę doraźnie opatrzyli jej znajomi weterynarze i ponownie zadzwoniła na policję, która ostatecznie zajęła się sprawą. Powiadomiono też powiatową weterynarię. Następnego dnia lekarz na podstawie oceny stanu zdrowia podjął decyzję o jej uśpieniu.
Poprosiliśmy urzędnika o wyjaśnienie. – Zgłoszenie było najpierw na policję, która zwróciła się do mnie w tej sprawie. Po pierwsze obywatel nie powinien zajmować się takimi zwierzętami, bo dzikie zwierzęta należą do Skarbu Państwa i w dalszej kolejności do koła łowieckiego, które dzierżawi teren. Nie miałem informacji, dlaczego jest ranne, pani nie określiła tej sytuacji. Potrzebę uśmiercenia i pomocy regulują przepisy o ochronie zwierząt. Taką decyzję podejmuje lekarz weterynarii, łowczy koła albo myśliwy. Natomiast gmina ma umowę z firmą, zajmującą się utylizacją padłych zwierząt np. tych, które zginęły potrącone przez samochód – komentuje sytuację Waldemar Danieluk z Urzędu Gminy w Białej Podlaskiej.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 5
Napisz komentarz
Komentarze