Sprawa z czasem nabrała rumieńców. Została też poruszona na ostatniej sesji rady gminy, kiedy to przewodniczący Andrzej Wiński odczytał pismo, jakie mieszkańcy Kozłów 22 stycznia skierowali do lokalnych władz. Obawiali się, że rosnące na terenie niedziałającej już fabryki złogi śmieci nagle się zapalą się i staną się zagrożeniem dla sąsiadujących posesji. Dlatego postanowili interweniować.
Niepokój mieszkańców Kozłów wzbudził fakt, iż kilkanaście miesięcy temu, często pod osłoną nocy, na dwie posesje zaczęto przywozić karbonizat. To produkt uboczny spalania opon. Składa się z frakcji węglowej, mieszaniny tlenku cynku, siarki, glinokrzemianów oraz krzemionki. – Magazynowano go w workach. W efekcie za ogrodzeniem znalazło się aż 240 big bagów sproszkowanej substancji. Jeden z właścicieli posesji tłumaczył nam, że to produkt uboczny po spalaniu opon – opowiadają mieszkańcy miejscowości. – Według zapewnień miał on produkować dachówkę, a materiały są tylko półproduktem przeznaczonym do dalszej obróbki – dodają. Jednocześnie na posesję przywieziono złom, ale ten szybko sprzedano. Zamiast tego od września 2018 r. zaczęła rosnąć sterta plastików, co budziło coraz większy niepokój ludzi.
Radny gminy Leszek Firysiuk podkreśla, że docierały do niego głosy mieszkańców Kozłów, którzy alarmowali, że w pobliżu składowiska śmieci znajduje się rzeka i w okresie intensywnych opadów zanieczyszczenia mogą do niej spływać. – Czuję się zobowiązany do zareagowania na te głosy. Jeśli działania te prowadzone są zgodnie z literą prawa, to my nie mamy nic przeciwko, ale wygląda na to, że jest wręcz przeciwnie – tłumaczy radny.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 9
Napisz komentarz
Komentarze