Wydarzenie miało miejsce w nocy z 24 na 25 maja. - Poranione owce zauważyli rodzice. Od razu mnie zawiadomili, gdyż byłem akurat w pracy. Niektóre były obdarte ze skóry. Widok był drastyczny – opowiada Rafał Tokarski. - Zawiadomiłem policję. Funkcjonariusz zalecił dobicie owiec. Lekarz weterynarii również. Dlatego po wielu wahaniach zabiłem owce. W poniedziałek przyjechał z Puław Bakutil i zabrał je. Straty oszacowano na 8 tys. zł.
- Rzecz w tym, że teraz nie mogę starać się o odszkodowanie, bo nie wiadomo, kto pogryzł owce. Policja przyjechała na miejsce i w mojej ocenie, nie zabezpieczyła śladów. Zrobili kilka zdjęć żywym zwierzętom. Przejechali się pod sklep w Łomazach i z powrotem, takie było ich dochodzenie. A można było posprawdzać, czy w okolicy błąkają się jakieś psy. Dopiero, kiedy sprawę nagłośniłem medialnie, zaczęli się interesować kwestią sprawcy rzezi – mówi rozżalony mężczyzna.
Twierdzi, że funkcjonariusze zaczęli działać dopiero, gdy po raz drugi przyjechali do Koszoł, 27 maja. - Policjanci mogli wezwać przedstawiciela nadleśnictwa, który zabezpieczyłby ślady lub przeprowadził oględziny i tym samym określił, kto był sprawcą – twierdzi mężczyzna.
O sprawę zapytaliśmy Barbarę Salczyńską-Pyrchlę z bialskiej komendy policji. - Zgłoszenie o pogryzieniu owiec w Koszołach otrzymaliśmy w niedzielę o godz. 11. Patrol potwierdził tę informację. Funkcjonariusze dokonali oględzin. Dochodzenie trwa. Wstępnie bierzemy pod uwagę, że to mogły być psy. Jeżeli teza się potwierdzi, to będziemy szukać ich właścicieli – informowała w piątek rzecznik.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 23
Napisz komentarz
Komentarze