Antoni Giez mieszka w bloku na skrzyżowaniu Alei Tysiąclecia z ul. Kościuszki. Blok stoi frontem do Kościuszki, a od tzw. podwórza, na które wjazd jest z Al. Tysiąclecia, znajduje się parking wspólnoty, która jest właścicielem bloku i kawałka działki z parkingiem i wjazdem na postój z Alei właśnie. Parking wyłożony jest kostką z liniami wyznaczającymi poszczególne miejsca dla aut. Kończy się równo z linią budynku należącego do wspólnoty. Na parkingu jest mniej miejsc, niż lokatorów, którzy mają auta. Nie zawsze da się na nim zaparkować samochód. Ale auto pana Antoniego w poniedziałek, 14 października, rano, stało właśnie na parkingu wspólnoty.
W poniedziałek rano zaczęło się walenie w drzwi i dzwonienie domofonem. Nie otwierałem, bo nad ranem wróciłem z posiedzenia komisji wyborczej, byłem zmęczony – przyznaje mężczyzna. - Gdy później wyszedłem na zewnątrz zobaczyłem za wycieraczką samochodu zawiadomienie od Straży Miejskiej. Informowano mnie, że naruszyłem przepisy ruchu drogowego i mam się stawić w siedzibie SM, żeby wyjaśnić przyczyny niestosowania się do obowiązujących przepisów.
Mężczyzna rozejrzał się po parkingu i stwierdził, że jego samochód stojący akurat na skraju parkingu, sąsiaduje z autem, które ktoś postawił już poza parkingiem, na sąsiedniej działce. - Okazało się, że właścicielka tego właśnie samochodu, wjechała, przejeżdżając przez nasz parking, na działkę obok, z której nie ma innego wyjazdu. Gdy na naszym parkingu stoją samochody, wiadomo, że ona już nie wyjedzie. Rano prawdopodobnie wyjechać właśnie chciała i wezwała strażników miejskich – wyjaśnia sytuację pan Giez. Uważa jednak, że próba obarczenia go odpowiedzialnością za tę sytuację i informowanie, że naruszył prawo o ruchu drogowym, było grubą przesadą ze strony wezwanych strażników. - Jeszcze na zawiadomieniu dopisali mi „foto”, to chyba miał być dodatkowy straszak – mówi mężczyzna.
Cały artykuł znajdziecie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 22 października
Napisz komentarz
Komentarze