Sprawa dotyczy zdarzenia z maja tego roku. 4 maja wieczorem, po godzinie 20.00 pani Anna Czeczot wyszła na spacer ze swoimi psimi pupilami, dwuletnim owczarkiem niemieckim Luną i drugim nierasowym psem. – Spuściłam Lunę ze smyczy i pobiegła w pole. Przez chwilę jej nie widziałam, bo teren zasłoniły mi krzaki oddzielające pole od terenu, z którego szłam. Wtedy właśnie usłyszałam strzał. Wybiegłam zza krzaków i zobaczyłam mniej więcej na środku pola Lunę. Leżała tam. Za polem ciągnie się droga prowadząca w las. Na niej zobaczyłam mężczyznę. Stał tam przez chwilę, ale jak zaczęłam krzyczeć, zaczął uciekać. Biegłam za nim, krzyczałam i machałam rękami, ale wsiadł do stojącego w pobliżu samochodu i szybko odjechał – opowiadała nam dzień po zdarzeniu kobieta. Pies został postrzelony z broni myśliwskiej prosto w głowę, szans na ratunek nie było. Kobieta od razu powiadomiła policję.
Kilka tygodni temu sąd w wyroku nakazowym orzekł ograniczenie wolności dla myśliwego, który czynu się dopuścił, zasądził dodatkowo nawiązkę dla schroniska Azyl. Myśliwy odwołał się jednak od wyroku, więc 17 grudnia ruszył kolejny proces w wydziale karnym Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej. - Oskarżony wniósł sprzeciw do wyroku nakazowego, więc ten upada. Mój klient utrzymuje, że był przekonany, że strzela do dzika, nie psa. To był duży pies, mocno zbudowany w kłębie. Pani w ogóle nie powinna w tym miejscu puszczać zwierzęcia luzem. Jest ASF, są uchwały rady gminy Wisznice o zakazie puszczania psów wolno i bez kagańca – przedstawiał tuż przed wejściem na salę rozpraw pełnomocnik oskarżonego, mec. Stanisław Gerlach.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 31 grudnia
Napisz komentarz
Komentarze