Zacznijmy jednak od przypomnienia krótkiej historii dworu i samej miejscowości. Krzyczew to wieś szlachecka położona nad Bugiem, kilkaset metrów od granicy polsko-białoruskiej.
We wsi oprócz dworu znajduje się XVII-wieczny drewniany kościół, pierwotnie cerkiew, obecnie świątynia rzymskokatolicka, przycerkiewny cmentarz unicki oraz cmentarz katolicko-prawosławny. Miejscowość leży w niedalekim sąsiedztwie pięknego starorzecza z rozlewiskami, należącego do Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”. Na jej wschodnim obrzeżu zachował się zabytkowy dwór, związany z długą historią tego miejsca, bowiem pierwsze ludzkie ślady pochodzą tutaj jeszcze z epoki brązu. Opisane dzieje zaczynają się w połowie XV stulecia, kiedy to litewski bojar Andrej Kryczowski stał się właścicielem tutejszych dóbr, położonych po obu brzegach Bugu. Kolejnym znanym dziedzicem był Kirdej Kryczowski, chorąży i sędzia ziemski brzeski. Prawdopodobnie od nazwiska właścicieli ta nadbużańska wieś wzięła swoją nazwę Kryczew, która po latach zmieniła się na Krzyczew.
Przez następne stulecia nadbużański majątek zmieniał właścicieli, by trafić w ręce Wojciecha Dramińskiego oraz jego żony Marianny Kobylińskiej. Po jego śmierci, owdowiała kobieta wyszła w 1825 roku ponownie za mąż, za Wojciecha Bogusławskiego. Pułkownik Wojciech Bogusławski herbu Ślepowron był uczestnikiem kampanii napoleońskiej i powstania listopadowego. To właśnie on zbudował w 1830 roku na wschodnim obrzeżu Krzyczewa dwór, który starannością projektu i wykonania zachwycał ludzkie oko. (...)
Tuż za dworem, niedaleko wartko płynącego Bugu jest zatoka. Tuż nad nią rośnie gęsty, sosnowy lasek. Zimową porą, w bezchmurne noce, kiedy księżyc świeci na niebie niemal oślepiającym blaskiem, a jego światło odbija się od lekko falującej wody, wokół posiadłości roztacza się magiczna atmosfera. Tak pięknie jest i jesienią, kiedy drzewa wokół mienią się ferią ciepłych barw. Szum wiatru i odgłosy dzikiej jeszcze tutaj i nieujarzmionej przyrody, napawają serca spacerowiczów tak upragnionym spokojem. Początki wiosny i delikatnie, nieśmiało jeszcze muskające promienie słoneczne dają wytchnienie i świeżość umysłom. A właśnie wiosną zaczynają się tutaj niezwykłe koncerty… Nadbużańskie okolice znane są z niewyobrażalnej wręcz liczby przedstawicieli ptasiej gromady, których śpiew może ukoić nawet najbardziej niespokojne myśli. Jednak akurat w tym miejscu, każdej wiosny zaczynają się jeszcze inne koncerty…(...)
Kolejna opowieść dotyczy Marianny Kobylińskiej-Bogusławskiej, małżonki założyciela dworu, Wojciecha Bogusławskiego. Kilkaset metrów od dworu, na skarpie, z której roztacza się cudowny widok na tajemniczy, dziki i wciąż nietknięty ludzką ręką Bug, stoi zabytkowy drewniany kościółek. Przy świątyni znajduje się dawny unicki cmentarz. To właśnie na nim, po lewej stronie kościółka, znajduje się nagrobek byłej właścicielki krzyczewskich posiadłości. Marianna i Wojciech mieli kilkoro dzieci. Marianna jednak umarła, osieracając swoje pociechy. Te kochały matkę tak bardzo, że długo nie mogły pogodzić się z jej śmiercią. Możliwe, że nie pogodzą się z nią nigdy…
Okoliczni mieszkańcy powiadają, że w miejscu pochówku Marianny można usłyszeć dziecięcy płacz. Najczęściej słychać go w południe, ale najbardziej przeraźliwy jest o północy… Dzieci płaczą, łkają, lamentują. Zdarza się jednak i tak, że ich głosy są ledwie słyszalne. Trzeba naprawdę wytężyć słuch, aby dotarło do nas ich cichutkie, ale tak bardzo przejmujące łkanie. Podobno każdy odwiedzający kościółek w Krzyczewie ma szansę usłyszeć płacz dzieci Bogusławskich, które nawet po swojej śmierci opłakują zmarłą przedwcześnie matkę, a ich dusze pojawiają się co noc nad jej grobem. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 31 marca
Napisz komentarz
Komentarze