Jak wyjaśnia mieszkaniec Kobylan, problem zaczął się trzy lata temu. Początkowo strzelnica została uruchomiona dla Zespołu Szkół im. Reymonta w Małaszewiczach.
- Uczniowie przyjeżdżali tu na strzelanie, jednak strzelali z KBK-su. Było bardzo cicho i nikomu to nie przeszkadzało. W pewnym momencie pojawił się klub strzelecki Kaliber. Początkowo jak hałasowali zimą, mieliśmy pozamykane okna i dało się wytrzymać. Jednak latem warunki są nieznośne. Strzelają z kałasznikowa, ze sztucerów, z broni krótkiej – tłumaczy Zbigniew.
W pierwszym roku klub podjął rozmowy z mieszkańcami. - Wytłumaczyli, że muszą się przygotować do zawodów. Było to dla nas zrozumiałe. Jednak, dwa lata temu na nowo chcieliśmy podjąć negocjacje, ale okazało się, że klub Kaliber nie jest tym zainteresowany – mówi mieszkaniec Kobylan. - Uważam, że prawo wyraźnie mówi, iż w lesie hałasować nie można, a strzelnica znajduje się właśnie w lesie. Strzelają nie co tydzień, ale codziennie. W godzinach, jakie im odpowiadają. Przyjeżdżają treningowo, strzelnica jest otwarta w godzinach, w jakich im tylko pasuje. Na stronie Gminnego Centrum Kultury były podane godziny, o której będą zawody strzeleckie. Poszliśmy do nich, by porozmawiać, o tym, iż nie przestrzegają czasu, więc usłyszeliśmy, iż będą strzelać aż skończą - relacjonuje Zbigniew. Przyznaje, że nawet o godz. 21 można usłyszeć serię strzałów. - Rozmawiałem z wójtem, daliśmy petycję. Jednak nie doszliśmy do porozumienia – stwierdza mężczyzna. (...)
Z kolei wójt Krzysztof Iwaniuk wyjaśnia, iż strzelnica jest wykorzystywana sporadycznie.
- W ciągu roku jest siedem zawodów. Dzięki klubowi Kaliber powstała odpowiednia infrastruktura, uważam, że należy docenić ich wysiłki. Poza tym decyzja na utworzenie miejsca do strzelania była wydana zgodnie z prawem. Na działalność jest też zgoda konserwatora zabytków – mówi wójt gminy Terespol.
Stwierdza też, że strzelnica bardzo dobrze chroni przed niebezpieczeństwem, gdyż otaczają ją wysokie wały. Tłumaczy również, że strzelnica powstała zanim wokół niej pobudowano domy. – Trudno cofać znacznie wcześniej podjętą decyzję na prowadzenie strzelnicy. Nigdy tak się nie robi. Poza tym fort jest zniszczony i nikt dla własnego bezpieczeństwa nie powinien tam chodzić. Zaznaczam, że organizatorzy strzelnicy zapewnili ogrodzenie i zabezpieczenia. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś byłby w stanie przestrzelić wał, który jest dwa razy wyższy niż normalnie wymagany i kula przeleciałaby przez cały las. Gdyby, nawet tak się zdarzyło, to odpowiada za to strzelający – mówi wójt Krzysztof Iwaniuk. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 7 kwietnia
Napisz komentarz
Komentarze