Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 3 maja 2024 16:11
Reklama
Reklama

Ludzie z pasją: Szkice na biletach kolejowych

Adam Korszun ma na koncie kilkadziesiąt wystaw indywidualnych i zbiorowych, uczestniczył w licznych plenerach. Zajmuje się malarstwem olejnym i akrylowym, rzeźbą w gipsie i instalacją rzeźbiarską oraz muzyką syntezatorową. Jak przyznaje, nie maluje, by na obrazach zarabiać, ale by być w zgodzie ze sobą.
Ludzie z pasją: Szkice na biletach kolejowych
Adam Korszun ma na koncie kilkadziesiąt wystaw indywidualnych i zbiorowych, uczestniczył w licznych plenerach. Zajmuje się malarstwem olejnym i akrylowym, rzeźbą w gipsie i instalacją rzeźbiarską oraz muzyką syntezatorową. Jak przyznaje, nie maluje, by na obrazach zarabiać, ale by być w zgodzie ze sobą

Autor: archiwum Adama Korszuna

Adam Korszun urodził się 15 lipca 1970 r. w Białej Podlaskiej. Zajmuje się malarstwem olejnym i akrylowym, rzeźbą w gipsie i instalacją rzeźbiarską, muzyką syntezatorową. Obecnie w Wisznicach, w Centrum Kultury Chrześcijańskiej, do 15 maja można oglądać wystawę zatytułowaną “Droga Krzyżowa”. Są na niej prezentowane rzeźby nieżyjącego rzeźbiarza ludowego Edwarda Korszuna, ojca Adama Korszuna.

Na wystawie znajdują się też obrazy Adama Korszuna, które wpisują się w tematykę Drogi Krzyżowej. - To w sumie 14 rzeźb - stacji Drogi Krzyżowej i 14 obrazów ją pokazujących, są też pokazywane dodatkowo dwa moje obrazy - “Zmartwychwstanie” i “Sąd ostateczny” - przekazuje artysta. Informuje, że jego ojciec Edward był rolnikiem i malował domy. Po służbie w wojsku, na początku lat 70. zaczął rzeźbić. W połowie lat 90. poważnie zachorował, wówczas wyrzeźbił Drogę Krzyżową, na co poświęcił wiele sił. Wcześniej rzeźbił liczne piety i krucyfiksy czy Chrystusa frasobliwego.

Początki twórczości

 Ojciec malarza pochodził z Rososza, ale Adam nie mieszkał tam długo, więc z dzieciństwa pamięta dwa-trzy lata wspólnie spędzone z rodzicielem. - Wydaje mi się, że ojciec chciał, żebym zajmował się sztuką, żebym rzeźbił, ale nie miał na mnie decydującego wpływu, na to, że zostałem malarzem. Sam z siebie jako dziecko, w wolnym czasie rysowałem, malowałem, wycinałem postaci z papieru. Miałem wujka artystę - Edwarda Mikołajczuka, do którego chodziłem na lekcje rysunku. Był on znaczącą postacią w kulturze bialskiej - wspomina Adam Korszun.

Dzięki pomocy Edwarda Mikołajczuka pojechał na egzaminy do Liceum Sztuk Plastycznych im. C. K. Norwida w Lublinie. - W liceum mieliśmy siedem godzin w tygodniu przedmiotu zawodowego, trzy godziny dziennie malarstwa lub rysunku, uczyliśmy się rzeźby i historii sztuki - opowiada. Przyznaje, że wszyscy uczniowie tej szkoły średniej mieli ambicje, by pójść na Akademię Sztuki Pięknych, on również. Jednak, za pierwszym razem się nie dostał, więc zaczął naukę w Studium Nauczycielskim w Białej Podlaskiej, które ukończył po dwóch latach.

W latach 1992-1997 studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, obronił dyplom w pracowni malarstwa prof. Jana Tarasina oraz w pracowni rzeźby u prof. Gustawa Zemły. - Czas liceum i studiów wspominam bardzo romantycznie - zaznacza. Wyjaśnia, że wielu studentów dostawało po zakończeniu nauki pracę na uczelni, ale on wolał wrócić do Białej Podlaskiej, bo jak stwierdza Warszawa nie była dla niego. Wówczas w 1997 r. zaczął pracę w Ośrodku Pracy Twórczej Galeria Podlaska. W 2003 r. zrezygnował, ale w 2008 r. wrócił do pracy w kulturze. Wtedy zatrudniono go w Osiedlowym Domu Kultury "Scena", w kolejnych latach został zatrudniony w Bialskim Centrum Kultury.

- W 2008 r. zacząłem pomagać przy scenografii teatralnej Janowi Gałeckiemu, a czasem też grać w Teatrze Słowa i tworzyć odgłosy do spektakli - przekazuje. W BCK był instruktorem d/s upowszechniania sztuki, specjalistą d/s wystaw, zajmował się tworzeniem scenografii, rekwizytów, projektowaniem oprawy świetlnej, efektów dźwiękowych i oprawą muzyczną. Dotychczas miał na koncie kilkadziesiąt wystaw indywidualnych i zbiorowych, m.in. w Galerii Podlaskiej w Białej Podlaskiej, Galerii Art, Galerii Promocyjnej w Warszawie, Baunhøj Mølle w Grenaa w Danii, "Domu Chemika" w Puławach, Konduktorowni w Częstochowie, Galerii ZPAP w Gdańsku, Nałęczowskim Ośrodku Kultury w Nałęczowie. Brał też udział w licznych plenerach artystycznych, takich jak "Moment Duchowy" w Jabłecznej w klasztorze prawosławnym, "Ekspresja Nidy" w Nidzie na Litwie, "Sztuka w opłotkach" w Platerowie i Ruskowie.

Reakcja widoczna w obrazie 

- Często rodzina czy znajomi zarzucają mi, że maluję nie to, co by się sprzedało. Ani w liceum, ani na akademii, nie uczyłem się malować obrazów sprzedażnych. Uczyłem się tego, jak moja reakcja na to, co mnie zachwyca odbija się w obrazie. Nie inspiruje mnie, to co jest modne. Szczególnie, nie jest dla mnie malarstwo, które określam jako “czarne”. Rozumiem, używanie ciemnych kolorów w jakimś celu, ale nie uznaję agresywnych form, używanych w tatuażach, mangach czy komiksach. To może być fajne na chwilę - podkreśla Adam Korszun.

Zaznacza, że działa na niego piękno świata. Przyznaje, że nosi przy sobie notatnik, a jak go nie ma to, potrafi naszkicować projekt na dokumentach, które ma przy sobie czy też na bilecie kolejowym. Potem szuka podpowiedzi u dawnych artystów. Następnie znajduje modeli. - Często ja sam jestem swoim modelem, maluję patrząc w lustro lub najpierw robię sobie zdjęcie. Kolejno szkicuję na blejtramie i wypełniam kolorami. Nie mam ulubionej pory malowania, jedyne co mnie ogranicza to zmęczenie - tłumaczy. - Wena przychodzi, kiedy coś usłyszę, czy zobaczę daną sytuację, później ją opowiadam w sposób malarski - przekazuje.

Wskazuje, że ma wielu mentorów, zalicza do nich artystę Łukasza Głowackiego, który ostatnio przekonywał go do malowania w określony sposób. - Kwintesencją tej rozmowy była konkluzja, że prawdziwemu malarzowi nie będzie wstyd umrzeć w biedzie, bo to dwie różne rzeczy: malowanie dla ludzi za pieniądze i malowanie po to, by być w zgodzie ze sobą i Wyższą Instancją - stwierdza.

Ceni takich malarzy jak Rembrandt, Vincent van Gogh,  Vermeer, a z polskich Andrzeja Wróblewskiego, Witolda Wojtkiewicza. - Wszystko, co jest mi potrzebne, żeby stworzyć kompozycję czerpię od innych artystów - przyznaje. Pytany, o najcenniejszy dla niego obraz, który ma w swojej kolekcji, wyjaśnia, że to praca dyplomowa. - To jeden z niewielu obrazów, w którym użyłem czerni, nazywa się “Uderzając w ziemię” i przedstawia człowieka, który wali kijem w ziemię. To proste przedstawienie. Tego obrazu się nie pozbędę. Często wracam do inspiracji, która pozwoliła mi go stworzyć - wyjaśnia. Na dyplom namalował dziesięć obrazów, ale niedługo po tym większość z nich sprzedał. - Na wspomnianym obrazie jestem zapisany, ta przedstawiona figura to ja i w tym malunku jest coś magicznego - wskazuje.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama