Pan Franciszek zgłosił się do naszej redakcji, zaniepokojony tym, co zaobserwował podczas podróży z Warszawy Wschodniej do Białej Podlaskiej. – Kiedy wysiadłem z pociągu i ochłonąłem, zacząłem zadawać sobie pytania, za co tak naprawdę kolejom płaci klient – mówi niezadowolony pasażer.
Mężczyzna wracał do Białej Podlaskiej, w piątek, 25 maja. Skusiła go obietnica większego komfortu podróży niż w busie. Na peronie pojawił się 18.10. – Do 18.21, kiedy to według planu miał odjeżdżać pociąg, nie było żadnej informacji z megafonu o opóźnieniu. Po 2 minutach podano informację, że pociąg opóźni się o 10 minut, a po upływie tego czasu o kolejne 10 minut, następnie 5. Słyszalność komunikatów była słaba, gdyż przewyższał ją odgłos jadących pociągów oraz ciągniętych walizek – relacjonuje mężczyzna. Musiał więc odstać swoje, na pociąg czekały tłumy, panował ścisk.
O tę i pozostałe kwestie spytaliśmy rzecznika PKP Intercity S.A. Agnieszkę Serbeńską: – Opóźnienie wynikało ze skomunikowania pociągu ze składem Pendolino z Wrocławia, którym podróżowały również osoby mające stację końcową w Białej Podlaskiej i miały przesiadkę w Warszawie. Ponieważ tego dnia pociąg TLK Niemcewicz był ostatnim w tym kierunku, podjęto decyzję o skomunikowaniu i około 20-minutowym oczekiwaniu na pasażerów Pendolino, by umożliwić im dojazd do domu.
Cały artykuł przeczytacie w jutrzejszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 25/2018
Justyna Lesiuk-Klujewska
Napisz komentarz
Komentarze