Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 11 maja 2024 06:56
Reklama
Reklama baner reklamowy word biała podlaska

Biała Podlaska: Malowanie to duchowe przeżycie

Jadwiga Kwiatkowska maluje piękne obrazy. Swoją pasję odkryła dopiero na emeryturze. Jak sama mówi, sztuka wycisza ją i przenosi w inny, lepszy świat. – To dla mnie niezwykłe emocjonalne przeżycie – mówi artystka, która za swoje dzieła otrzymała wiele prestiżowych nagród.
Biała Podlaska: Malowanie to duchowe przeżycie

Autor: z arch. J. Kwiatkowskiej

Jadwiga Kwiatkowska pochodzi z Lubenki (gmina Łomazy). Wychowywała się w artystycznej rodzinie. Jej dziadek grał na skrzypcach, ojciec na klarnecie w wojsku oraz na weselach i zabawach. Mama śpiewała w zespole ludowym a jako przewodnicząca koła gospodyń wiejskich, wystawiała sztuki, tzw. komedyjki. Brat Jadwigi, nieżyjący już Kazimierz Kusznierów, kultywował tradycje i obyczaje z teatrem obrzędowym "Czeladońka". Jadwiga i jej dzieci występowali w jego spektaklach przez wiele lat.  – Uczyłam się w szkole podstawowej w Lubence a później w Łomazach. W młodszych klasach, kiedy pokazywałam na lekcjach swoje rysunki, nauczycielka plastyki nie wierzyła, że są to moje samodzielne prace. Podejrzewała, że malował mi Kazik. Dostawałam więc gorszą ocenę. Choć brat malował bardzo ładnie, to jednak też nie miał dobrych ocen z plastyki – wspomina artystka.

Przez wiele lat pracowała w Bialskich Fabrykach Mebli. Występowała też w dwóch orkiestrach dętych. Do orkiestry w fabryce trafiła przypadkiem. Chciała zapisać się na lekcje gry na gitarze do kapelmistrza Jana Duni. To on namówił ją, żeby została na próbę. Tak zaczęła się jej muzyczna przygoda. W trakcie nauki w Zespole Szkół Zawodowych nr 2 w Białej Podlaskiej, grała również w szkolnej orkiestrze. Ponadto w 1978 roku wzięła udział w rejonowych eliminacjach Piosenki Radzieckiej i zajęła 4. miejsce. Do świata malarstwa trafiła już na emeryturze. W 2018 r. poznała Anię Kondracką-Wiercioch, siostrzenicę Sławy Przybylskiej. Jest to malarka, która od lat mieszka w Kanadzie. - Zaprzyjaźniłyśmy się i zaczęła do mnie przyjeżdżać. Któregoś dnia namalowałam na kartkach z bloku rysunkowego kilka pejzaży. Kiedy Ania to zobaczyła, zachwyciła się i stwierdziła, że mam talent. To dzięki niej trafiłam na plener malarski do Łajska koło Olsztyna. Pamiętam, że bardzo się wtedy wstydziłam, bo miałam świadomość, że będą tam profesjonaliści, a ja nie miałam żadnego doświadczenia. Wyobrażałam sobie, że mój obraz będzie przedstawiał chaos. Miała to być głowa z wychodzącymi z niej piorunami i innymi elementami – opowiada. 

Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 28 września

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama