Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 19 marca 2024 07:37
Reklama
Reklama baner reklamowy word biała podlaska

Z Terespola samotnie na Daleki Wschód [REPORTAŻ]

– Każdy, kto usłyszał o moim szalonym pomyśle, zadawał jedno pytanie: Czy się nie boisz? I przysięgam, że gdybym pobierała opłaty za każdą odpowiedź, zostałabym już milionerką. Odpowiedź jest prosta: oczywiście, że się boję! – mówi Beata Tarasiuk, 26-latka pochodząca z Terespola, która z początkiem września rozpoczęła ponadroczną, samotną podróż po Azji.
Z Terespola samotnie na Daleki Wschód [REPORTAŻ]

Dlaczego zdecydowała się na ten krok? Trudno znaleźć na to jedną odpowiedź. – Chęć samotnej podróży chodziła za mną od dłuższego czasu. Czułam, że chcę trochę odpocząć od korporacyjnego świata, w którym żyłam – wspomina Beata. – To nie jest jednak tak, że korporacja mnie zmordowała i postanowiłam ją nagle rzucić i lecieć na koniec świata. Miałam bardzo dobrą pracę i wspaniałych kolegów. Dlatego wcale nie było tak prosto z tego zrezygnować. Jednocześnie czułam, że mogę robić milion innych rzeczy w czasie, kiedy siedzę za biurkiem, i ta myśl nie dawała mi spokoju.

Wiedziała, że przez kilka miesięcy czy lat wszystkie firmy nie upadną, więc ponowne znalezienie pracy nie będzie czymś niemożliwym, a zamieszkać i stworzyć dom po powrocie można wszędzie. 

Z kim przestajesz, takim się stajesz

Zamiłowanie do podróżowania zrodziło się na studiach. Po ukończeniu liceum im. J.I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej dostała się na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Tam, z ramienia organizacji studenckiej w ramach wymiany kulturowej, odbyła swoje pierwsze podróże. Najpierw była Rosja, w kolejnym roku słoneczna Hiszpania, z której do Polski zdecydowała się wrócić z kolegą na stopa. 

Beata przeniknęła na wskroś tym duchem. Nie było miesiąca, żeby nie wyjechała chociaż na weekend. Ograniczony studencki budżet wymuszał polowanie na tanie bilety, a to uczyło dobrej organizacji i strategicznego myślenia. Z czasem powiększające się grono znajomych z różnych części świata ułatwiło zadanie, bo zawsze można było u kogoś przenocować. – Mój stosunek do podróżowania bardzo ewoluował. Na początku robiłam listę miejsc, które chcę zobaczyć, i po prostu je odhaczałam. Wiadomo, że jak wszyscy o czymś piszą, to warto to zobaczyć i mieć swoją opinię. Z czasem zrozumiałam, że nie to jest najważniejsze – wyjaśnia.

Azja po raz pierwszy

– Będąc na studiach bardzo chciałam wyjechać na staż zagraniczny, ale dostać się na niego nie było takie łatwe. Zawnioskowałam o staż w Makao, ponieważ najbardziej odpowiadał mojemu profilowi, nie wierząc zupełnie, że się uda. Rekrutacja była trudna i żmudna. Ale studiowałam inżynierię środowiska, a oni chcieli wprowadzić usprawnienia w transporcie i potrzebowali pomocy przy robieniu testów i symulacji. Podczas ostatniego etapu, którym była rozmowa kwalifikacyjna, dostałam odpowiedź, że mogę bukować bilety – wspomina ten radosny moment.

Pierwsze wrażenie z drugiego krańca świata? Makao jako była kolonia portugalska jest połączeniem kilku kultur. Ma w sobie drobne pierwiastki europejskości, więc można tu trochę poczuć się jak u siebie. Poza tym jest jednym z najbogatszych rejonów na świecie.

Dużym zaskoczeniem była kuchnia. Nie może powiedzieć, że wcześniej była fanką kuchni chińskiej, więc doskonałe posługiwanie się pałeczkami nie było jej mocną stroną. Pewnego razu w restauracji podszedł do niej kelner i z rezygnacją w spojrzeniu podał widelec. Ten miły na pozór gest sprawił, że za punkt honoru postawiła sobie nabycie tej umiejętności. Następnego dnia siedziała w mieszkaniu i ćwiczyła tak długo, aż się nauczyła.

Beata wspomina, że rzadko spotyka się w Polsce z taką otwartością i życzliwością, jak w Makao. Natomiast ogromne zdziwienie wywołała u niej kultura jedzenia, która z naszej perspektywy bardzo szeroko zatacza tam granice. Wśród tubylców zupełnie naturalne jest mówienie z pełną buzią, jedzenie rękoma. Śmiało też można beknąć w towarzystwie elegancko ubranych dam i nikt z tego powodu nie powinien się poczuć niekomfortowo.

Blog "Bea`s life"

Po powrocie z Azji przyszedł czas, by rozejrzeć się za pracą zawodową. – Rozpoczęłam współpracę z międzynarodową korporacją zajmującą się zarządzaniem projektami. Nie mogłam sobie już pozwolić na szalone wyjazdy, ale nie zrezygnowałam z podróżowania. Ten zew wciąż mnie wzywał. Zwiedziłam w sumie piętnaście krajów. Gdy dzieliłam się swoimi wrażeniami i zdjęciami, znajomi mówili: fajnie o tym opowiadasz, powinnaś to opisać, wrzuć gdzieś te zdjęcia, one są naprawdę fajne, dobrze się to ogląda. Tak mi dogadywali, aż w końcu stwierdziłam: dobrze, zrobię to – mówi Beata.

Od momentu postanowienia o stworzeniu bloga do realizacji minęło półtora roku. Pamięta, jak w maju zeszłego roku z ogromnym biciem serca wrzuciła pięć wpisów. Spotkały się z bardzo miłym przyjęciem. Teraz grono odbiorców wykracza daleko poza jej znajomych. Miesięcznie stronę odwiedza około 15 tys. użytkowników, co jest dla niej dowodem, że idzie w dobrym kierunku.

Sześć krajów do odkrycia

O kolejnym wyjeździe do Azji Beata zdecydowała w marcu. Po trzech latach od swojej pierwszej tam wizyty uznała, że trzeba tam wrócić. Poczuła wewnętrzny głos, który mówił jej, że to dobry pomysł. Ale ta podróż miała mieć zupełnie inny wymiar i cel. Na prawie dwa lata zostawia wszystko za sobą. Przebędzie kilka krajów Azji Południowo-Wschodniej: Tajlandię, Laos, Wietnam, Malezję i Indonezję, a później wyruszy do Australii.

Wyjechała pod koniec września. W planie podróży najpierw była Tajlandia, w której miała być przez miesiąc. Kolejny spędzi w Laosie. Ma ze sobą też wizę na trzymiesięczny pobyt w Wietnamie. W Malezji i Indonezji pozostawia miejsce na intuicję i spontaniczność. – W niektórych miastach zarejestrowałam się na portalu Workaway. Dzięki temu np. w Laosie przez trzy tygodnie będę trzy godziny dziennie uczyła pracowników hotelu języka angielskiego, w zamian za wyżywienie i nocleg. Popołudniami mam czas na zwiedzanie – zdradza.

Strach, który nie paraliżuje

Gdy wszystko było już prawie dopięte na ostatni guzik, pozbyła się wszystkich rzeczy, które nagromadziła przez lata, złożyła wymówienie z pracy w korporacji i zdecydowała się powiedzieć o wyjeździe znajomym. – Byłam przygotowana, że reakcje na moją decyzję będą różne, i wiedziałam, że wysłuchiwanie tego przez trzy miesiące będzie trudne. Dlatego zrobiłam to w odpowiednim momencie, tak żeby te wszystkie negatywne emocje nie zdążyły na mnie wpłynąć. Wiele osób mówiło mi: Co to w ogóle za pomysł? Rzucasz wszystko, co masz, i tak sobie lecisz? A potem, do czego będziesz wracać? Nie wydaje ci się to za bardzo ryzykowne? – wspomina.

To prawda, jest wiele rzeczy, których się boi. Zaczynając od owadów, po choroby czy to, że ktoś jej nie zrozumie lub będzie chciał skrzywdzić. Jest świadoma tego, że różni ludzie są na świecie, a ona jedzie sama. – Ale z drugiej strony, mieszkając tutaj, też nikt nie zagwarantuje mi w stu procentach, że będę bezpieczna – tłumaczy sobie. 

Samotność z wyboru

Dlaczego 26-latka, mająca mnóstwo przyjaciół, dobrą pracę i kochającą rodzinę, zdecydowała się na ponadroczne przemierzanie azjatyckich krain w samotności?

– Bardzo lubię przebywać z ludźmi, ale w pewnym momencie zauważyłam, że ciągle jestem nimi otoczona. I poczułam przesyt. Tak naprawdę bardzo mało czasu spędzałam sama ze sobą. Poza tym trochę przerażające jest, że wykonuję wiele różnych zadań i nie wiem, którym z nich tak naprawdę chcę się zajmować. Skończyłam inżynierię środowiska, później wpadłam w wir zarządzania projektami, w międzyczasie skończyłam wizaż i stylizację. Mam wrażenie, że podróż pomoże mi usystematyzować, które rzeczy tak naprawdę sprawiają mi przyjemność i w którym kierunku chcę się rozwijać. Może rzeczywiście zatęsknię za tą stabilizacją i pracą w korporacji, a może zdecyduję, że będę... malować Azjatów? Może to jest trochę egoistyczne, ale jadę, by odkryć siebie, swoje pasje i zobaczyć, co mną dominuje – tłumaczy Beata.

Relację z podróży nasi czytelnicy znajdą na łamach "Słowa Podlasia", które patronuje wyprawie terespolanki.

Cały reportaż przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa, nr 47

Sylwia Bujak

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Mani 25.11.2017 22:29
No i super

Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Reklama
Reklama