Zdarzenie miało miejsce w łukowskim szpitalu. To miał być posiłek, który w zasadzie się już pacjentce nie należał. Tego dnia zdecydowała się bowiem opuścić oddział na własne żądanie. Wcześniej straciła dziecko, doszło do zgonu wewnąrzmacicznego płodu. W Łukowie znalazła się w wyniku komplikacji. - Przyniesiono mi kurczaka w sosie z kaszą gryczaną. Zjadłam większość tego, co było na talerzu. Larwę zauważyłam dopiero pod koniec – opowiada pani Klaudia. Od razu zrobiła zdjęcie potrawy i poinformowała personel. Nie składała oficjalnej skargi, jakkolwiek powiadomiła o sytuacji w anonimowej ankiecie badania satysfakcji z udzielanych świadczeń.
Na skomentowanie sprawy przez szpital oczekiwaliśmy prawie dwa tygodnie. - Wystosowaliśmy pismo o wyjaśnienia do firmy gastronomicznej, która przygotowuje posiłki – wyjaśniał powody zwłoki Tomasz Klimek, z sekcji administracyjno-gospodarczej łukowskiej lecznicy. Okazuje się, że w trakcie wieloletniej współpracy z firmą cateringową taka sytuacja nie zdarzyła się tam nigdy wcześniej, zaś obecności larw w magazynach nie wykazała kontrola sanepidu, ani wewnętrzna lustracja w zakresie przechowywania produktów. Nie stwierdzono także uchybień dotyczących warunków i sposobu przechowywania produktów. O incydencie został powiadomiony dostawca kasz.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia z 1 października
Napisz komentarz
Komentarze