Część lokatorów już nie rozmawia z sąsiadką, która w ostatnich tygodniach podniosła alarm, że w bloku w którym mieszka roi się od pluskiew. – Kilka dni wcześniej sąsiadki pokazywały mi ugryzienia, opowiadały jak długo u nich w domach te robaki już są. Mówiły, że długo nie wiedziały czym są te zmiany na skórze, że to może wysypka – mówi nasza rozmówczyni. – Dziś nie otwierają mi drzwi. Nasza rozmówczyni, gdy znalazła pluskwy w pościeli swojego dziecka, postanowiła skończyć z tym raz na zawsze. – Gdy odkryłam jego kołdrę i zobaczyłam te napite pajęczaki, popłakałam się – wspomina. – Tak się nie da żyć. One są dosłownie wszędzie. Łażą po ścianach w mieszkaniu, skaczą po klatce schodowej. Mają gniazda widoczne gołym okiem w narożnikach ścian i framugach drzwi. Jej dziecko ostatnio nie mieszka w domu. – Wyprowadziłam dziecko, nie będzie mieszkało w takich warunkach. Myśli pani, że jest mi łatwo, że ze mną nie mieszka? Przez robaki musiałam pozbyć się dziecka z domu – mówi rozgoryczona kobieta. Przez kilka dni nie chodziła do pracy. Stwierdziła, że nie może obsługiwać klientów ze świadomością, że gdzieś na ubraniu mogłaby przenieść insekta. - Ubrania dokładnie prasowałam i traktowałam parownicą. Później pakowałam i wynosiłam z mieszkania. Tak się nie da żyć – mówi kobieta.
O insektach zaczęła rozmawiać z najbliższymi sąsiadami z klatki. Młody chłopak, który wprowadził się kilka miesięcy temu też znalazł insekty w swoim mieszkaniu. – Gdy się wprowadzałem, nikt mnie nie ostrzegł, że mamy tu taki problem. Ja osobiście nie mieszkam w swoim mieszkaniu od kilku dni. W sumie to jestem bezdomny teraz. Ubrania wożę w koszyku na rowerze – pokazuje nam swój spakowany dobytek. – Oczywiście mogę umowę wypowiedzieć, pewnie ZGL się ucieszy, bo mu się mieszkanie zwolni, ale gdzie ja się podzieję? Poza tym zainwestowałem w lokal, czemu mam się wyprowadzać? Bo administrator nie potrafi porządku tu zaprowadzić? Wysypują więc w progach do mieszkań sodę, bo przeczytali, że to pomaga i chodzą po mieszkaniach w innych klatkach, by stwierdzić jak duży jest problem. – Na początku kogo nie spytałam, to potwierdzał, że problem jest. Dlatego postanowiłam interweniować w ZGL. Liczyłam, że lokatorzy pójdą za mną – mówi kobieta. Jeszcze na spotkanie z nami udało się zwołać kilku sąsiadów, z różnych klatek bloku, wówczas nikt z nich nie zaprzeczał, że problem jest. – Mamy podejrzenia, że problemem mogą być stare meble. Ludzie wystawiają je przed śmietnik, a wieczorem te "dostają nóg" i wracają do innych mieszkań w bloku. Wielu lokatorów w piwnicach robi też przechowalnie starych sprzętów – mówi mężczyzna z innej klatki w bloku. Gdy rozmawiamy z lokatorami, jednoznacznie twierdzą, że dezynsekcją powinien zostać objęty cały blok. - Proszę pani, tak naprawdę to nikt nie wie, jaki jest tego zasięg. Podejrzewam, że duży. Wielu w ogóle się nie przyznaje, że ma pluskwy w mieszkaniu. Część głośno krzyczy, że do domu nikogo nie wpuści i żadnego odpluskwiania robić nie będzie. Trudny temat - słyszymy od kobiety mieszkającej w jeszcze innej klatce.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 13 października
Napisz komentarz
Komentarze