Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 20 kwietnia 2024 00:31
Reklama
Reklama baner reklamowy word biała podlaska

Walczył w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy [ZDJĘCIA]

Pochodzący z Białej Podlaskiej 36-letni triathlonista Paweł Celiński wystartował w mistrzostwach świata na Słowacji, a następnie w mistrzostwach Europy w Holandii. I spisał się bardzo dobrze.
Walczył w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy [ZDJĘCIA]
Paweł Celiński startował w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy

Autor: Fot. Archiwum Pawła Celińskiego

W miejscowości Samorin niedaleko stolicy Słowacji, Bratysławy, zawodnicy rywalizowali m. in. na długim dystansie (100 kilometrów), w tym Paweł Celiński. Było to 2 km pływania, 80 km jazdy rowerem i 18 km biegu. Nasz mieszkający w Anglii „Iron Man”, o którym już nie raz pisaliśmy w „Słowie Podlasia”, ukończył zawody z czasem 4 godziny, 15 minut i 20 sekund. Co pozwoliło mu uplasować się w mistrzostwach świata na wysokiej, szóstej pozycji w swojej kategorii wiekowej 35-39 lat. W tej kategorii wiekowej najlepszy był Włoch Marco Viappianni - 3:47.57. W imprezie w kompleksie rekreacyjnym X-Bionic Sphere brali udział zawodnicy z całego świata, w tym z Polski, Słowacji, USA, Brazylii, Francji, Wielkiej Brytanii, Australii czy Japonii. 

Podczas World Triathlon Multisport Championship Samorin rywalizowano też w Pucharze Collinsa - to rywalizacji drużynowa z udziałem najlepszych zawodników na świecie, którzy tworzyli trzy zespoły: Team USA, Team Europa oraz Team Interkontynentalny (reszta świata). Każda z drużyn składała się z 12 zawodników, sześciu mężczyzn i sześciu kobiet.

Po starcie w mistrzostwach świata reprezentujący Wielką Brytanię Celiński rywalizował w Europe Triathlon Challenge Long Distance Championships Almere w Holandii. Tutaj dystans już był pełny: 3,8 km pływania, 180 km roweru oraz maraton (bieg na 42,2 km). Czas jaki uzyskał nasz zawodnik to 10 godzin, 13 minut i 58 sekund, co dało mu w mistrzostwach Europy wysokie piąte miejsce w swojej kategorii wiekowej 35-39 lat. Najlepszy w tej kategorii wiekowej był Holender Henk Galenkamp z czasem 8:44.32.

Oba wspomniane wyścigi z udziałem Pawła były bardzo emocjonujące, ale kosztowały go wiele wysiłku, zarówno fizycznego jak i psychicznego. Ma jednak olbrzymie wsparcie w swojej rodzinie i trenerach. 

Paweł Celiński: - Marzenie o wzięciu udziału w mistrzostwach świata narodziła się jakieś siedem lat temu, kiedy zaczynałem współpracę z lokalnym, triathlonowym klubem Yorkshire Vikings. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak zwykli ludzie mogą jechać za granicę i reprezentować swój kraj na zawodach rangi międzynarodowej. Wtedy poczułem coś, co na zawsze zmieniło moje życie. Poczułem, że chcę zostać „Ironmanem”, wziąć udział w mistrzostwach świata, reprezentować Wielką Brytanię, która dała mi drugi dom. Na spełnienie pierwszego marzenia musiałem pracować trzy lata. W pierwszym sezonie zrobiłem tylko dwa starty i był to dystans sprinterski i olimpijski, gdzie uszkodziłem sobie kolana. Podczas drugiego sezonu podniosłem poprzeczkę i ukończyłem połówkę „Ironmana” na dalej nie do końca sprawnych kolanach. Podczas trzeciego sezonu zacząłem współpracę z klubem IM Inspiration, który prowadzi mnie do dziś i razem ukończyliśmy słynne w Wielkiej Brytanii zawody „Ironman Bolton 2019”. Tytuł „Ironmana” był tylko połową sukcesu. Drugą połową okazała się kwalifikacja na mistrzostwa świata w Almere NL 2020. Z trenerami podnieśliśmy standardy i miałem po dwanaście lub więcej treningów tygodniowo, co daje ponad 20 godzin treningu, gdzie czasami dochodziło do 30 godzin. Moje wymarzone mistrzostwa były w moim zasięgu. Niestety pandemia zniszczyła te plany, a zawody zostały odwołane. Ze łzami w oczach czytałem wiadomości, nie wierząc w to, co czytam. Jako osoba nie rezygnująca z celów postanowiłem ćwiczyć dalej i walczyć o marzenia. Z trenerami nie zwalnialiśmy tempa. Dzień po dniu, tydzień za tygodniem, z każdym miesiącem, podnosiliśmy poprzeczkę, marząc o możliwości startu w prestiżowych zawodach. Byłem w jeszcze lepszej formie w 2021 roku i gotowy na mistrzostwa świata. Restrykcje związane z pandemią są bardzo ostre, ale mimo wszystko zawody miały się odbyć. Z powodu ryzyka straty gigantycznych środków finansowych z powodu pandemii najrozsądniejszą decyzją było jednak odpuścić start na mistrzostwach świata w 2021 roku. Siedziałem i płakałem jak dziecko, kiedy oficjalnie rezygnowałem ze startu na wymarzonej imprezie. 

Okres zimy 2021/22 był bardzo trudny dla mnie. Moc mentalna zaczęła się kończyć, nie miałem już siły walczyć o swoje marzenie, sytuacja sprawiała, że miałem ochotę zrezygnować z treningów. Mistrzostwa świata na dystansie długim w 2022 roku miały odbyć w Australii, na co nie miałbym pieniędzy! Nie umiałem powiedzieć swoim córkom, że mam już dosyć i chyba muszę się poddać. Sytuacja się zmieniła, gdy światowa organizacja triathlonu ogłosiła, że zawody przeniesiono na Słowację, do miejscowości Samorin pod Bratysławą. Okazało się, że mistrzostwa świata będą organizowane przez federację PTO, wspierającą najlepszych triathlonistów na świecie. Mistrzostwa zaplanowane zostały podczas Collins Cup, czyli turnieju między trzema drużynami (Europy, USA i reszty świata), rywalizującymi między sobą o puchar. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem wiatr w żagle i poczułem, że mam siłę jeszcze raz zawalczyć o marzenia. Żeby to wykonać, musiałem odciąć się od wielu ludzi, sytuacji i miejsc, żeby móc się skupić na pozytywnych aspektach sportu. Tydzień przed wylotem nie wierzyłem w to, że to się może udać. Bałem się cieszyć, bo wiedziałem, że znowu coś się może stać i mogę nie wystartować z wielu powodów. Każdy dzień przed startem był pełen niespodzianek, stresów i nieobliczalnych zmian sytuacji. Ciężko to wszystko opowiedzieć w kilku zdaniach, bo jest to materiał na książkę. Podczas jazdy na lotnisko London-Stansted zorientowałem się, że w ostatnim momencie zmieniliśmy samochód i na rezerwacji na parking jest inny numer rejestracyjny. Starałem się dodzwonić do firmy obsługującej parking przez ponad 2,5 godziny, na dwa telefony, podczas jazdy samochodem. Pomimo zmiany numerów na rezerwacji dalej był problem z wjazdem, ale ostatecznie się udało. Inną stresującą sytuacją okazała się nadwaga sprzętu o 7 kg. Wraz z suportem szybko rozłożyliśmy kilogramy na podręczne bagaże plus najcięższe ubrania założyliśmy na siebie. Ostatecznie udało się zabrać wszystko. 

Zawody odbywały się na terenie kompleksu olimpijskiego X-Bionic Shere. Wszystko było takie piękne, że nawet zapowiadany deszcz przeszedł bokiem. Na miejscu okazało się, że GBR Team jak zawsze stawił się w ogromnej liczbie, około 110 osób. Było niesamowicie patrzeć, jak Brytyjczycy z dumą reprezentowali swój kraj, a ja miałem zaszczyt być ich częścią. Potem wszystko leciało już z górki, do momentu aż dwa dni przed zawodami ogłoszono, że z powodu złej pogody pełne koła w rowerze (dyski) mogą być zakazane. Oznaczało to dla mnie i wielu zawodników dyskwalifikacje z powodu nieodpowiedniego sprzętu! Z powodu lotu samolotem nie mogłem zabrać zapasowego tylnego koła. Start po raz kolejny stanął pod znakiem zapytania. Mój suport postanowił walczyć i nie zostawiać startu przypadkowi. Mieliśmy około 24 godziny, żeby znaleźć i kupić zapasowe koło. Ja już nie miałem na to siły. Z samego rana w sobotę ruszyliśmy do Bratysławy, by znaleźć koło. Po kilku próbach udało się znaleźć, Roman z lokalnego sklepu po prostu pożyczył koło, nie chcąc za to żadnych pieniędzy. Powiedział tylko, że mam to wygrać! Wsiadłem do taksówki i się rozpłakałem, starałem się uspokoić, ale nie byłem już w stanie, emocje wzięły górę. Mój start był już dużo bezpieczniejszy. Jak już cały suport się uspokoił, mogliśmy ze spokojem podziwiać najlepszych triathlonistów świata podczas Collins Cup (2 km pływanie, 80 km rower, 18 km bieg), jednej z największych imprez triatlonowych na świecie. Brały w nim udział takie gwiazdy jak Kristian Blummenfelt, aktualny mistrz olimpijski i rekordzista świata na dystansie „Ironmana”, Flora Duffy, mistrzyni olimpijska, legendarna Daniela Ryf (5x Ironman Champion) i najbardziej popularna triathlonistka w Wielkiej Brytanii i na świecie, Lucy Charles-Barclay. Miałem przyjemność  patrzeć na moich idoli, obserwować ich emocje przed, w trakcie i po zawodach. Widzieć ich małe błędy, chwile słabości i zwycięstwa. Było to niesamowite, zwłaszcza, że następnego dnia sam zmierzyłem się z tym samym startem, co oni. Miłą niespodzianką okazał się dla mnie wywiad dla telewizji Eurosport podczas relacji na żywo. Po dniu pełnych skrajnych emocji wróciliśmy do hotelu. Rano przed startem wybuchła następna dawka skrajnych emocji. Niespodziewanie ktoś zapukał do naszych drzwi. Okazało się, że moja siostra, słysząc o mojej mentalnej sytuacji, zdecydowała się w ostatnim momencie, by wsiąść w samochód i z Polski przyjechać do Słowacji, pokonując 850 km po to, by dodać mi skrzydeł! I nadszedł moment startu, wszystko było już wiadome. Mogliśmy jechać na dyskach, więc zapasowe koło okazało się niepotrzebne. Byłem szczęśliwy i zarazem bardzo skupiony na starcie.

Mieliśmy przepłynąć 2 km w rzece przy dość dużym zafalowaniu. Pierwszy kilometr pod prąd i wiatr, drugi z wiatrem i prądem. Dziwne było wrażenie, gdy okazało się, że pierwszy, niby trudniejszy odcinek, okazał się mentalnie łatwiejszy. Moją mocną stroną w triathlonie jest rower. Wiedziałem, że to jest moment, gdzie mam największą szansę, by zawalczyć o dobrą pozycję. Jechaliśmy 40 km w tą i z powrotem, więc wszystko wydawało się proste. Pierwsze 40 km jechałem z wiatrem i udało mi się utrzymać wysoką prędkość średnią, 45km/h, gdzie jadąc widziałem cały czas 47/51km, pokonując 40 km w około 55 minut. Drugie 40 km jechałem już pod wiatr, gdzie jechałem z prędkością 33/36km/h, gdzie średnia na całej trasie spadła do 39, z powodu wiatru. Niesamowite uczucie towarzyszyło mi, gdy wyprzedzałem kolejnych zawodników z wielu stron świata (Brazylia, Japonia, Austria, Francja, Niemcy itp.) W biegu wystartowałem wedle ustawień trenerów i trzymałem tempo. Niestety na około 5,5 km stare kontuzje dały o sobie znać. Wiedziałem, że już tym tempem nie pobiegnę i jest poważne ryzyko, że będę musiał iść. Postanowiłem minimalnie zwolnić, by oszukać głowę i dać nodze trochę odpocząć i uspokoić ból. Udało się kontynuować bieg bez zatrzymywania do samego końca. Na końcówce biegu towarzyszyło mi skrajne uczucie spokoju i braku zmęczenia. Mimo wszystko nie było mowy o przyspieszaniu. Udało się! Zrobiłem to! Spełniłem marzenie! Ukończyłem zawody na 6. pozycji w kategorii wiekowej. Jestem z tego powodu mega szczęśliwy. Na pokonanie całego dystansu 100 km potrzebowałem 4 godziny, 15 minut i 40 sekund. Mogliśmy już tylko świętować.

Następnego ranka okazało się, że nasze wymarzone zapasowe koło zniknęło podczas przepakowywania rzeczy do samochodu. Przekopaliśmy pokoje, pytaliśmy ludzi w hotelu i poza, sprawdziliśmy monitoring, i nic. Koła nie było. Po chwilach sukcesu przyszedł czas na smutek i wstyd, że nie udało nam się upilnować naszego skarbu. Postanowiliśmy wrócić do Romana od koła, wyjaśnić sytuację, przeprosić i zapłacić za koło. W momencie przeliczania pieniędzy dostałem telefon z informacją, że ktoś przyniósł koło na recepcję... Całe te przygotowania, jak i sam wyjazd, pokazują nam, że niemożliwe nie istnieje. Ograniczenia są tylko w naszych głowach. Pokonywanie tych wszystkich przeszkód nie byłoby możliwe bez wsparcia mojej najbliższej rodziny, za co jestem im dozgonnie wdzięczny. Dziękuję wszystkim ludziom, którzy przez ten cały czas wierzyli we mnie i przez te trzy lata mnie wspierali. To Martin Foster, Campell Watt, Georgina i Lawrence Walshowie, Jessica Whittle, Carl Parker, Artur Więcierzewski i wielu innych. Dziękuję!



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
News will be here
KOMENTARZE
Autor komentarza: NamorTreść komentarza: Z kostkami jest taki problem, że faktycznie nie wiadomo co brać, osobiście mam kostkę z Bruk bet i sprawdza się świetnie - przetrwała całą zimę bez zmianData dodania komentarza: 17.04.2024, 11:59Źródło komentarza: Rzucał kostką brukową w okna byłej partnerkiAutor komentarza: czyt→ łłOTreść komentarza: Droga Rito: Kim były te Panie i dlaczego nie wiwdziały JAK się zachować. Kłoda Mł. to wieś. 2. Dlaczego pies, jest przetrzymywany w Kojcu. Może niech KTOŚ z Was, wlezie do kojca i pomieszka dwa lata. Wstaczy tydzień. Jest nagonka na wiejski styl życia. Mieszczanie, sobie chcą po wisi łazić, jak po ZofiiLasku. Nie znając i nie będąc znanym. Polecam bajkę o CzrwonymKapturku. Kończy się tak: Gajowy rozcina brzuszek Wilka i wyskakuje żywy Kapturek i Babcia. Pozdrawiam. Nie wiem, tylko, co robi SP. Chyba. A nie, oszukałem Was. I Dzieicko i Babcia, są już w kawałeczkach. Wilków nie ma : D : Ha ha PIW- już Was ostrzegałem, ASF Was niczego nie nauczył.Data dodania komentarza: 17.04.2024, 08:16Źródło komentarza: Obroniła dziecko własnym ciałemAutor komentarza: RitaTreść komentarza: Wlaściciele powinni wysoko karę płacić i odszkodowanie. Bo nie tylko w kłodzie psy latają i sa zagrozeniem na ulicach. Jeden właściciel by zapłacił spora grzywnę i dszkodowanie może wtedy następne właściciele by psy na posesji zamkniętej trzymali.Data dodania komentarza: 16.04.2024, 19:08Źródło komentarza: Obroniła dziecko własnym ciałemAutor komentarza: lgbtTreść komentarza: Odpadł przez uchwałę czy inni byli lepsi. Jasnowidz jesteś czy co.Data dodania komentarza: 16.04.2024, 17:09Źródło komentarza: Uchwała anty-LGBT odcięła miasto od pieniędzyAutor komentarza: Mieszkaniec miasta.Treść komentarza: PO wyborach, to mieszkańcy mogą się teraz cmoknąć w czoło. Woda ciepła, zimna i ogrzewanie już na pewno nie stanieją. Bardzo dziękujemy fajnopolakom z Białej za świetny wybór :) :) Teraz dzięki wam spadająca liczba młodych mieszkańców tego miasta będzie malała jeszcze bardziej :)Data dodania komentarza: 16.04.2024, 13:24Źródło komentarza: BIAŁA PODLASKA: Tanieje ciepło, co z czynszami
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama