Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 9 maja 2024 06:46
Reklama
Reklama baner reklamowy word biała podlaska

Ludzie z pasją: Indianki bały się, że ukradnę im duszę

Elżbieta Pyrka z Białej Podlaskiej, odwiedziła kilkadziesiąt państw. Wszędzie, gdzie się wybiera zabiera ze sobą aparat i robi zachwycające zdjęcia, które później pokazuje na wystawach. Jej prace można było oglądać w bialskich instytucjach kultury, w Radzyniu Podlaskim, Międzyrzecu Podlaskim, a nawet w Domu Polskim w Londynie.
Ludzie z pasją: Indianki bały się, że ukradnę im duszę
Elżbieta Pyrka z Białej Podlaskiej, odwiedziła kilkadziesiąt państw. Wszędzie, gdzie się wybiera zabiera ze sobą aparat i robi zachwycające zdjęcia, które później pokazuje na wystawach. Jej prace można było oglądać w bialskich instytucjach kultury, w Radzyniu Podlaskim, Międzyrzecu Podlaskim, a nawet w Domu Polskim w Londynie

Autor: archiwum Elżbiety Pyrki

Elżbieta Pyrka przyznaje, że jej pasja do fotografii zaczęła się od rodziny. - Jak dzieci były małe, często jeździliśmy całą familią na wycieczki po Polsce. W czasie ich trwania robiliśmy z mężem dużo zdjęć, więc żeby zaoszczędzić i szybko wywołać zdjęcia zrobiliśmy w łazience ciemnię. Mieliśmy powiększalnik. Tak zaczęła się nasza zabawa w czarno-białą fotografię. Dokumentowaliśmy nasze wyjazdy, które odbywały się “maluchem”, do którego mieliśmy dołączoną przyczepkę. Wówczas robiłam bardzo dużo fotografii - wspomina Elżbieta Pyrka. 

Dokumentuje dalekie podróże

Dodaje, że obecnie najchętniej fotografuje pejzaże i przyrodę. - Jednak nie mam cierpliwości, jak niektórzy z moich kolegów-fotografów, by leżeć w trawie pół nocy i czekać aż pojawi się jakieś zwierzę - przyznaje. Wciąż dokumentuje wydarzenia rodzinne, ale przede wszystkim fascynuje ją robienie zdjęć w czasie licznych podróży zagranicznych, które odbywa wraz z mężem lub koleżankami. W czasie wojaży fotografuje ludzi, budynki, przyrodę, wszystko, co jej wpadnie w oko. Trudności z robieniem zdjęć miała w Peru i w Boliwii. - Indianki boją się, że jeśli się je sfotografuje to ukradnie się im duszę. Udawało mi się robić im zdjęcia na bazarach i na ulicach, ale czasami się zdarzało się, że zasłaniały twarz kapeluszami albo się odwracały - mówi fotografka. Przyznaje, że z powodu robienia zdjęć miała awanturę w Polsce. 

Była atrakcją dla tubylców

- W sierpniu, w czasie podróży samochodem, zobaczyłam drewniany domek, położony wśród pól zbóż. Zatrzymałam się żeby uwiecznić ten piękny widok, nagle wybiegł mężczyzna i zaczął na mnie wrzeszczeć: - Co pani robi?! Niech pani usunie te zdjęcia! Nie zgadzam się na fotografowanie! Przyznaje, że nie dowiedziała się, dlaczego ten człowiek się tak rozzłościł, ale obiecała mu, że usunie zdjęcia. Była w wielu krajach muzułmańskich, ale tam nie miała trudności z robieniem fotografii. - W Iranie ja stanowiłam dla tamtejszych mieszkańców atrakcję. Tam rzadko spotyka się turystów z Europy, więc wycieczki szkolne otaczały mnie i młodzież robiła sobie ze mną zdjęcia - przekazuje Elżbieta Pyrka. 

Zdradza, by zrobić dobre zdjęcie, trzeba znaleźć ujęcie, w którym nie będzie zbyt wielu szczegółów. - Powinno się wybrać jeden element - główny, który przyciągnie uwagę np. drogę, kamień na plaży. Czasami na wycieczkach zagranicznych nie ma innej możliwości, niż zrobić szybko zdjęcie, wtedy, po wyjeździe, starannie wybieram najlepsze ujęcia. Zdarza się, że zrobię 5 tys. zdjęć, a z tego wybieram tylko 100, jak już jestem w domu - wyjaśnia. Dodaje, że na warsztatach i plenerach zwraca głównie uwagę na szczegóły. - Chodzi o to, by zdjęciu przyświecała jakaś idea - podkreśla.

Najdziwniejsze potrawy w Chinach

Przyznaje, że nie liczyła ile państw udało się jej odwiedzić. Najdalej była w Boliwii, Peru, RPA oraz Stanach Zjednoczonych i Chinach. - Na dalekie wyprawy jeżdżę z mężem. Na krótsze wyjazdy wybieram się z koleżankami, byłyśmy w Amsterdamie, Lizbonie, Barcelonie, na Maderze, Malcie - mówi podróżniczka. Zachwycają ją tradycje, zabytki, inna przyroda. - Przed każdym wyjazdem dużo czytam o miejscu, do którego się udaję. Poznaję historię i zwyczaje danego miasta czy kraju. W Europie nie wynajmuję przewodników, ale na dalsze wyjazdy udajemy się z mężem z biurami podróży - przekazuje. Podkreśla, że największe wrażenie do tej pory zrobiło na niej Machu Picchu, dawne miasto Inków położone w peruwiańskich Andach. - Tadź Mahal w Indiach też robi wrażenie, zachwyciły mnie również Nepal i Pałac Potala w Tybecie - mówi. Zaznacza, że najdziwniejszych potraw próbowała w Chinach, gdyż tam na straganach można spróbować różnego rodzaju szaszłyków. 

Rafting na rzece Zambezi

- Moją przygodą życia był rafting na rzece Zambezi przepływającej przez Zambię, Angolę i Mozambik. Był to spływ pontonem spod wodospadów Wiktorii, wąwozem skalnym o wysokości 150 metrów wysokości. Spłynięcie w tym miejscu jest określane jako najwyższy stopień trudności - opowiada. 

Jej zdziwienie wzbudził podział obowiązków w jednej z wiosek w Laosie. - Tam kobiety tkają, zajmują się gospodarstwem, opiekują się dziećmi, natomiast mężczyźni przesiadują w świetlicy, gdzie palą i oglądają telewizję - przekazuje. Z kolei w Iranie, jak wskazuje, musiała chodzić w chuście, mieć zakryte ręce i nogi, a mąż mógł być ubrany w podkoszulek. - Tam przestrzegania zasad pilnuje policja religijna. Miejscowi nas ostrzegali, gdzie zazwyczaj stoją patrole policji i odradzali wizytę w tych miejscach, gdyż policjanci chętnie kontrolują turystów. Już w samolocie do Teheranu ostrzegano nas, że kobiety muszą mieć zakryte włosy - informuje. Dodaje, że ma też dobre wspomnienia z Iranu, gdyż w restauracji, gdzie siedziało się na pół leżąco, tamtejsze studentki obchodziły urodziny, do których małżeństwo wkrótce dołączyło. - Gdy zobaczyliśmy, że został wniesiony tort, zaśpiewaliśmy “Sto lat!”, więc poczęstowano nas ciastem i zaczęliśmy rozmawiać - wspomina.  

Kobiety ubrane na czarno

Dodaje, że w samym Teheranie zwyczaje są luźniejsze, ale na wsiach kobiety chodzą ubrane na czarno i są zakryte od stóp do głów. - Natomiast jak byłam w stolicy Jordanii, w Amman czułam się, jak w europejskim mieście, a jak pojechaliśmy na południe, to tam koczownicy żyją w zupełnie innych warunkach. Nie tylko kobiety chodzą tak ubrane, że widać im tylko oczy i są traktowane jak służące, a dzieci nie uczęszczają do szkół, a jeśli już, to kształceni są tylko chłopcy - mówi Elżbieta Pyrka. 

Przyznaje, że nie była jeszcze w miejscu, gdzie czułaby się nieswojo. - Nawet w małej nepalskiej wiosce, kobiety, kiedy nas zobaczyły, przyniosły tkane ręczniki żeby zarobić. Podobnie było w Boliwii. Na świecie, turyści są w większości miejsc dobrze przyjmowani, bo dają dochód. Może byłoby inaczej, gdybym jeździła sama, ale kiedy jest się w grupie, trudno o niebezpieczeństwo - podsumowuje. 

Przekazuje, że jak była z koleżankami w Barcelonie, to próbowano je okraść. - Nagle zrobił się w autobusie tłok, wokół nas, ale miejscowi ostrzegli nas, że to szajka rabusiów, więc pilnowałyśmy z uwagą naszych bagaży. Udało nam się obronić - streszcza. Podkreśla, że chciałabym odwiedzić jeszcze wiele państw, więc nie pojedzie dwa razy w to samo miejsce, ale przyznaje, że zachwyciła ją przyroda na Islandii. W najbliższym czasie wybiera się z kuzynką na Sri Lankę.  


Wielokrotnie pokazywała swoje zdjęcia na wystawach, w Bialskim Centrum Kultury, bialskich bibliotekach, w Radzyniu Podlaskim, Międzyrzecu Podlaskim, pod Sierpcami, miała też wystawę w Londynie w Domu Polskim.    

WARTO PRZECZYTAĆ:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
czyt 05.02.2024 09:15
Supperb. Nie wie, że się nie fotografuje twarzy, bez zgody? Czy była już u Lićwinów i poznała ich zwyczaje, może ma jakieś ciekawe zdjęcia. To bym popatrzył.. nie do odzobaczenia : D :

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama