Rodzina z Kwasówki w pożarze obory straciła mienie o wartości około 20 tysięcy złotych. W listopadzie 2016 roku, w wyniku podpalenia w budynku spłonęła drewniana więźba dachowa, ogniem zajęła się też prasowana słoma. Dziś nie chcą jednak rozmawiać z mediami. – To jest tylko i wyłącznie nasza sprawa – ucina rozmowę Edyta J. Tak nie uważa jednak naczelnik OSP w Kwasówce i jej wiceprezes Marek Jóźwik, który podkreśla, że sytuacja, w jakiej znalazła się czołowa jednostka w gminie i jedna z najlepszych w powiecie jest obecnie bardzo trudna. – Szybko przylgnęła do nas łatka podpalaczy, co jest skrajnie niesprawiedliwe – zaznacza. To właśnie jego podwładnego oraz przełożonego policja zatrzymała pod zarzutem podpaleń.
O podłożenie ognia pod oborę prokuratura podejrzewa strażaka ochotnika Leszka W., prywatnie chrześniaka i sąsiada Edyty J. W lipcu 2017 r. mężczyzna w środku wsi pobił jej syna, który był świadkiem w sprawie podpaleń (jako nieletni był też sprawcą części z nich, do czego mieli namawiać go starsi koledzy z OSP), publicznie przechwalał się też, że wszystkim zeznającym zrobi "sąd ostateczny". Na ławie oskarżonych zasiądzie też jego brat Dariusz W., strażak z 15-letnim doświadczeniem i prezes OSP w Kwasówce, wybrany na tą funkcję w 2016 r. Mężczyzna miał na terenie Leśnictwa Witoroż, podpalić ściółkę, sprowadzając zagrożenie dla 90-letniego drzewostanu liściastego. Straty oszacowano na ok. 10 tys. zł. Leszek W. początkowo przyznał się do tego ostatniego zarzutu. A nawet zadeklarował chęć dobrowolnego poddania się karze. - "Ja od około dwóch lat podpalam lasy, bele, łąki, rżyska i młodnik. Robię to dlatego, żeby OSP dostawała pieniądze za udział w akcjach gaśniczych" – wyznał podczas przesłuchania. Fundusze, miały być przeznaczane na kupno sprzętu i remont remizy. Później jednak zmienił zdanie.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 27/2018
Marcin Kozarski
Napisz komentarz
Komentarze