Dwa dodatkowe polowania na dziki zaordynowało ministerstwo rolnictwa i ministerstwo środowiska. Terminy ustalono na dwa weekendy stycznia. W tym pierwsze odbyło się 12 i 13 dnia tego miesiąca. Efektem dodatkowego strzelania ma być uzyskanie zaplanowanego na rok łowiecki 2018 – 2019 odłowu dzików. Nie byłoby w tym nawet nic nadzwyczajnego, bo nasilone strzelanie do dzików, przynajmniej we wschodniej Polsce jest realizowane już od 3 lat, gdyby nie fakt, że tym razem w rekomendacji resortów pojawiła się wzmianka o strzelaniu do loch przed rozrodem. Myśliwi się sprzeciwili. Minister środowiska tuż przed polowaniami zmienił front.
Od kilku lat redukcja dzika prowadzona jest nie tylko w polowaniach zwykłych, ale również poprzez odstrzały sanitarne, związane z występowaniem na terenie kraju afrykańskiego pomoru świń (ASF). - Od 14 września 2018 r. nie odnotowano przypadków ASF w trzodzie chlewnej. Brak również przypadków ASF u dzików poza strefami – wskazuje efekty na terenie kraju łowczy krajowy.
Co tak zbulwersowało opinię publiczną, że styczniowe polowania na dzika nabrały rozgłosu i zniesmaczyły samych myśliwych? Rekomendacja resortu środowiska dotycząca strzelania do "loch przed rozrodem". W przestrzeni publicznej pojawiło się od razu pytanie, czy odstrzałowi mają podlegać także samice ciężarne i prowadzące małe. Naczelna Rada Łowiecka w wydanym 10 stycznia oświadczeniu negatywnie odnosi się do zalecenia: "Naczelna Rada Łowiecka oraz Zarząd Główny Polskiego Związku Łowieckiego wyrażają zdecydowaną dezaprobatę redukcji dzika poprzez strzelanie do ciężarnych i prowadzących potomstwo loch. Myśliwi w sposób poważny i profesjonalny traktują swoją rolę opiekunów ojczystej przyrody. Dziki są gatunkiem o dużym znaczeniu dla zachowania równowagi w ekosystemach leśnych" - oświadcza w imieniu NRŁ Rafał Malec, prezes NRŁ.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 3
Napisz komentarz
Komentarze