Od Kajfasza do Annasza. W takiej atmosferze od lat przebiega sprawa zniszczonego lasu w okolicy bioelektrowni w Uhninie w gminie Dębowa Kłoda (powiat parczewski). Historia zaczyna się w 2012 roku, kiedy leśniczy stwierdza nieznaną mu ciecz wylaną do lasu. – Nadleśnictwo natychmiast zgłosiło sprawę policji, ale ta odmówiła śledztwa, co potwierdziła prokuratura – mówi nadleśniczy Nadleśnictwa Parczew Witold Zakościelny.
– Po zbadaniu sprawy nie stwierdzono, żeby zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym były w znacznych rozmiarach. Dlatego sprawa została umorzona – wyjaśnia prokurator rejonowy Urszula Szymańska. Dodaje, że nigdy więcej szkoda nie była zgłaszana. A mogłaby być, bo prawdopodobnie ciecz z bioelektrowni nadal wylewała się do lasu, gdyż zajęta przez nią powierzchnia w kolejnych dokumentach była coraz większa. Zauważył to też leśniczy.
– Po kolejnym meldunku leśniczego zawiadomiliśmy Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska – kontynuuje Zakościelny. Inspektorat przeprowadził kontrolę, pobrał próbki gleby. Analiza wykazała, że były przekroczone normy azotu trzy razy i fosforu sześć razy, co niczym nie skutkuje. – Zgodnie z rozporządzeniem ministra dopiero przekroczenie norm ilości metali ciężkich w glebie daje podstawę do stwierdzenia szkody w środowisku, a tutaj tego nie było – wyjaśnia Edward Dec, kierownik delegatury w Białej Podlaskiej WIOŚ w Lublinie. Ale to nie oznacza, że WIOŚ nic nie robił przez ten czas. – Przeprowadziliśmy w bioelektrowni sześć kontroli interwencyjnych, które odbyły się bez uprzedzenia. Były też mandaty – mówi kierownik delegatury. Jednak ani 500 zł mandatu (bo tylko tyle mogą wynieść nałożone przez tę instytucję), ani wezwania do przywrócenia stanu poprzedniego, jeśli chodzi o zanieczyszczony las, nic nie przyniosły.
– Wydaje się, że coś zaczęło się zmienić, gdy przyszedł nowy zarząd spółki. Ale niedługo potem do sprawy włączył się też regionalny dyrektor ochrony środowiska. Wówczas myśmy się wycofali – wyjaśnia Dec.
Na pytanie, dlaczego to wszystko tak długo trwa, kierownik delegatury Inspekcji Ochrony Środowiska odpowiada: – Problemem na pewno są krzyżujące się kompetencje organów ochrony środowiska. Są nimi WIOŚ, RDOŚ, wójt, a także starosta i marszałek województwa. Są sytuacje, że wchodzimy sobie po prostu w drogę. Tak mamy skonstruowaną rzeczywistość prawną. Ponadto od każdej decyzji administracyjnej istnieje możliwość odwołania. I to trwa kolejne miesiące, czasem lata.
Osiedle. Gorzej niż krowa holenderka
Jeden z mieszkańców osiedla z trudem utrzymuje emocje na wodzy, kiedy mówi o bioelektrowni: – Mieszka tu kilkadziesiąt rodzin, od kilku lat w nieustannym smrodzie i hałasie. Nikogo to nie obchodzi! Wójt powinien reagować, władze powiatu, województwa, a tu nikt nic! – wylicza Piotr Pszczółkowski. – Jest określony dobrostan krów, tym zajmują się urzędnicy. A my? Żyjemy poniżej dobrostanu krów, gorzej niż krowa holenderka i władze mają to w nosie. Wszyscy zamiatają pod dywan to, że taka instalacja powstała w odległości kilkudziesięciu metrów od budynków, w których mieszkają ludzie.
Więcej w papierowym i elektronicznym numerze Słowa nr 25.
Aneta Pawłowska-Krać





![Tuczna. Posadzili 300 drzewek [ZDJĘCIA] Tuczna. Posadzili 300 drzewek [ZDJĘCIA]](https://static2.slowopodlasia.pl/data/articles/sm-4x3-tuczna-posadzili-300-drzewek-zdjecia-1766050341.jpg)






![Autostrada A2. Kierowcy szykują się na otwarcie obwodnicy Siedlec [ZDJĘCIA] Autostrada A2. Kierowcy szykują się na otwarcie obwodnicy Siedlec [ZDJĘCIA]](https://static2.slowopodlasia.pl/data/articles/sm-4x3-autostrada-a2-kierowcy-szykuja-sie-na-otwarcie-obwodnicy-siedlec-zdjecia-film-1766061486.jpg)







Napisz komentarz
Komentarze