Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 05:25
Reklama
Reklama
Reklama
Agenci Kremla próbowali wykoleić pociągi

Pierwsi zatrzymani w sprawie dywersji na torach na trasie Warszawa–Lublin

Na linii kolejowej Warszawa–Dorohusk w miniony weekend doszło do dwóch prób wykolejenia pociągów. Jak ujawnił premier Donald Tusk, za sabotażem stali dwaj Ukraińcy działający na zlecenie Rosji, którzy po zamachach uciekli na Białoruś. Śledczy – przy wsparciu amerykańskich służb – w krótkim czasie zidentyfikowali sprawców dzięki analizie logowań telefonów, pozostawionej karcie SIM i odciskom palców. Trwają pierwsze zatrzymania, a śledczy mówią już o najpoważniejszej operacji wywiadowczej na polskiej kolei od dekad.
Pierwsi zatrzymani w sprawie dywersji na torach na trasie Warszawa–Lublin
Ładunki podłożone w okolicach Miki umieszczono w odległości około metra od siebie. Eksplodował tylko jeden, powodując pęknięcie szyny. Po uszkodzonym torze przejechało aż dwanaście pociągów

Źródło: Dyspozytura_Trakcji/X

W miniony weekend na dwóch odcinkach linii kolejowej Warszawa–Lublin doszło do prób wykolejenia pociągów: najpierw w okolicach Miki (powiat garwoliński), gdzie na torach zamontowano stalową obejmę i zdetonowano ładunek wybuchowy, a następnie pod Puławami, gdzie uszkodzona została sieć trakcyjna. Wczoraj (18 listopada) premier Donald Tusk ujawnił, że za aktami dywersji stoją dwaj Ukraińcy działający na zlecenie Rosji, którzy po zamachu uciekli na Białoruś. Teraz media śledcze opisują kulisy identyfikacji sprawców i skalę prowadzonej operacji.

Więcej szczegółów:

Miejsce nie było przypadkowe

Jak donosi Rzeczpospolita, kluczowym dowodem była karta SIM pozostawiona w telefonie ukrytym przy torach. Urządzenie miało nagrać efekt eksplozji, ale to ono doprowadziło śledczych do użytkownika karty. Analiza logowań do stacji BTS oraz zestawienie połączeń umożliwiły szybkie namierzenie osoby, która posługiwała się urządzeniem przed sabotażem. Na miejscu detonacji odkryto również odcisk palca, który – jak ustaliła gazeta – figurował w ukraińskich bazach kryminalnych. Premier potwierdził we wtorek, że należał on do mężczyzny skazanego we Lwowie za wcześniejsze akty dywersji. Po połączeniu obu tropów służby zidentyfikowały kolejnego sprawcę, mieszkańca Donbasu. Obaj wjechali do Polski przez Białoruś. Tą samą drogą opuścili kraj po sabotażu, przekraczając granicę w Terespolu. 

Ładunki podłożone w okolicach Miki umieszczono w odległości około metra od siebie. Eksplodował tylko jeden, powodując pęknięcie szyny. Po uszkodzonym torze przejechało aż dwanaście pociągów, nim maszynista dostrzegł wyrwę i zatrzymał skład. Gdy skład jechał z prędkością powyżej 160 km/h, tylko sprzyjające okoliczności i budowa wagonów zapobiegły wykolejeniu. Miejsce detonacji nie było przypadkowe. To fragment linii położony na łuku i wysokim nasypie – w razie wypadku pociąg spadłby z dużej wysokości. Jak ustalili dziennikarze podcastu „W związku ze śledztwem”, chodzi o trasę kluczową dla transportów wojskowych, w tym ewentualnych przemarszów sprzętu NATO czy ukraińskich samolotów stacjonujących w Dęblinie.

Śledczy zakładali, że sprawcy mogli obserwować teren zamachu na wiele dni przed eksplozją. Dlatego przeanalizowali dane telefonów, które w ciągu dwóch tygodni pojawiały się w rejonie Miki. Okazało się, że nie należą nikogo z do lokalnych mieszkańców. To jeden z elementów, który pozwolił ostatecznie domknąć identyfikację. Według Rzeczpospolitej w ustaleniu tożsamości sprawców pomogły również amerykańskie służby. ABW zwróciła się do NSA o weryfikację logowań urządzeń niezarejestrowanych w Polsce w systemie Echelon, który analizuje globalny ruch elektroniczny. Z kolei polskie służby – jak opisuje Radio ZET – korzystały z monitoringu z promienia 10 km, setek zabezpieczonych odcisków palców i nagrań ze stacji benzynowych, sklepów oraz prywatnych posesji. 

CZYTAJ TEŻ: Rząd ogłosił alarm Charlie

Są pierwsze zatrzymania

Według ustaleń Onetu dwaj wskazani przez premiera sprawcy nie działali sami. Polskie służby ustaliły jeszcze czterech współpracowników, również narodowości ukraińskiej, którzy wciąż znajdują się w Polsce. Policja ma ich dane personalne i adresy. Dziś (19 listopada) podczas konferencji prasowej rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński poinformował, że dochodzi do pierwszych zatrzymań. Podkreślił, że są to osoby zatrzymane na terytorium Polski i że ich liczba jest niejawna, choć chodzi o „kilka osób”. Wszyscy są przesłuchiwani, a śledczy ustalają ich rolę w zamachu terrorystycznym, jak określił sprawę Dobrzyński. 

Według informacji Radia ZET jest to największa pod względem skali i liczby zaangażowanych instytucji operacja śledcza od czasu II wojny światowej. W działania oprócz ABW, CBŚP i policji zaangażowano CBA, Interpol, Europol oraz amerykańskie NSA. Śledczy nie wykluczają kolejnych zatrzymań.

Według analiz ResFutura rosyjskie kanały propagandowe od kilku dni próbują przedstawiać sabotaż na kolei jako efekt działania „polskiej partyzantki”, rzekomo sprzeciwiającej się pomocy Ukrainie. Eksperci wskazują, że angażowanie osób z ukraińskimi paszportami jest celowym zabiegiem, mającym podsycać niechęć wobec uchodźców.

SPRAWDŹ:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama