Z imprez nordic walking nasz zwycięzca plebiscytowego głosowania, który jest sołtysem Kodnia II, przywozi regularnie kolejne medale, najczęściej te z najcenniejszego kruszcu, czyli złote. - Są też inni sołtysi, którzy startują w nordic walking. Ale ja jestem najszybszy - śmieje się Dariusz Mackiewicz. - Ta praca sołtysa jest społeczna, nie przeszkadza w uprawianiu sportu.
Przed marszem było bieganie
Reprezentant „Aktywnego Kodnia” na co dzień jest instruktorem ruchu kolejowego. - Instruktorem jestem od pół roku. Wcześniej byłem rewidentem, sprawdzałem stan techniczny pociągów - opowiada Dariusz Mackiewicz. - Jestem fachowcem od pociągów towarowych, ale uprawnienia mam też na pociągi osobowe. Zajmuję się jednak tymi towarowymi - transgranicznymi, międzynarodowymi. To odpowiedzialna praca. Gdyby coś się stało w trakcie przejazdu pociągu do stacji końcowej, to pierwsze pytanie brzmi: gdzie jest rewident? Różne są sytuacje, istotne są warunki pogodowe, „złośliwości” szyn. Wykonywałem swoje obowiązki jak najlepiej i zostałem wybrany na instruktora. Szkolę ludzi, nadzoruję pracę.
Mimo wielu obowiązków Dariusz Mackiewicz przyznaje, że nie mógłby funkcjonować bez sportu. - Mam taki charakter, że lubię, jak coś się cały czas dzieje - śmieje się. - Moja przygoda z nordic walking to trochę przypadek. Wcześniej sporo biegałem: maratony, 84 km w górach, przygotowywałem się dwa lata z rzędu do „Kaliskiej Setki”. To 100 kilometrów po asfalcie, bardzo wymagający i prestiżowy bieg. Wiele osób, które biega maraton, próbuje potem ultramaratonu - apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ja jednak miałem kontuzje, co roku na tym samym etapie treningowym. Coś się działo z kolanami. W tym czasie widziałem, że znajomi, którzy kiedyś biegali, chodzą z kijkami. Zacząłem się interesować o co w tym sporcie chodzi. Pojechałem do Białej Podlaskiej, Piotrek Wetoszka był na topie, tak samo Paweł Jagieła. I tak się zaczęło, cztery lata temu. Pierwszy rok był „testowy”, próbowałem, jeździłem na zawody, deptałem po piętach najszybszym.
Mówią: Jadą „Rycerze Wschodu”
Z biegiem czasu zwycięzca XXXVI Plebiscytu Sportowego Słowa Podlasia zaczął w nordic walking robić coraz większe postępy. - Pojechałem na mistrzostwa Polski jako ktoś, kogo prawie nikt nie znał, wygrywałem tylko lokalnie. No i w krajowych mistrzostwach w Osielsku pokonałem na 10 km dwóch mistrzów, którzy wcześniej regularnie wygrywali – wspomina. - Na dwa kilometry przed metą ich wyprzedziłem, potem słyszałem: „co to za gość? I nie wyglądał wcale na zmęczonego” (śmiech). Poznałem też faceta, który jest ikoną nordic walking, trenerem i zawodnikiem. To Marcin Rosak z Zielonej Góry. Zagadałem, czy nie mógłby mnie trenować, ale odpowiedział, że ma już dużo ludzi. Potrzebowałem jednak takiego trenera, by robić postępy. Nie dawałem za wygraną, pisałem do niego i on ten mój upór docenił. W końcu się zgodził, pod warunkiem, że będę robił dokładnie to, co mi powie i że kupię zegarek do mierzenia tętna. I tak zaczęła się „zabawa”, na 16 startów miałem 14 „jedynek”, prawie same „złotówki” w kategorii wiekowej 40-45 lat. Zająłem trzecie miejsce w kategorii open w mistrzostwach Europy, w swojej kategorii wiekowej byłem pierwszy. Jestem też dwukrotnym mistrzem Polski w maratonie i w półmaratonie górskim. Niestety, nie dane mi było wystartować w mistrzostwach świata, bo złapałem kontuzję.
Dariusz Mackiewicz nie zdecydował się na starty po kontuzji, dopóki nie dojdzie do optymalnej formy. - Co ciekawe, jadąc na zawody i widząc listę zawodników, mogę z dużą pewnością powiedzieć, jaka będzie ostateczna kolejność na mecie - przyznaje. – Jechałem np. na mistrzostwa Polski i wiedzieliśmy jak to się poukłada na trasie, mimo 200 czy 400 zawodników na liście startowej. Jak wygrałem mistrzostwo Polski w półmaratonie w Polanicy, to na tak długiej trasie zwyciężyłem z przewagą tylko sześciu sekund. Ważny jest więc każdy, najmniejszy szczegół po drodze. Marcin Rosak tak mnie wytrenował, że lokalnie zaczęli na mnie mówić „Dominator”, choć mój trener mówi, że sam się wytrenowałem, a on mi tylko podpowiedział co robić. Z zawodnikami z naszego regionu jeździmy na zawody samochodem i zawsze wracamy z medalami. Piotrek Wetoszka i Waldek Hryciuk z Białej Podlaskiej, Mirek Laskowski z Komarówki Podlaskiej - skrzykiwaliśmy się i potrafiliśmy jechać 500 km na zawody. Witali nas, że jadą „Rycerze Wschodu”. Dostałem propozycję, by wejść w skład klubu, który tworzą sami mistrzowie, ale na razie chcę przede wszystkim wejść w odpowiedni rytm. Jestem też dumny z tego, że tylko raz, na początku swoich startów, złapałem podczas zawodów żółtą kartkę. A potem już żadnej, niewielu jest takich zawodników. Moja technika marszu jest więc odpowiednia, podczas zawodów oceniają to sędziowie. Mam też uprawnienia instruktora nordic walking i jeśli ktoś jest zainteresowany marszem z kijkami, to mogę pomóc. W rekreacyjnym nordic walking pracuje 90 procent mięśni, więc warto także dla zdrowia. A sport ten można uprawiać chodząc po wielu ciekawych trasach. Dlatego zachęcam, to super przygoda! – podsumowuje nasz mistrz Europy.
Dariusz Mackiewicz o wygranej w XXXVI Plebiscycie Sportowym Słowa Podlasia: – W ubiegłym roku byłem w Plebiscycie czwarty. Nie wyobrażałem sobie, że mogę być wyżej. Tyle było przecież głosów oddanych, tyle kuponów, na uznanych sportowców i trenerów. To były wielkie emocje, świetne uczucie, gdy usłyszałem, że wygrałem. Jestem bardzo miło zaskoczony. Wiem, że nie brakowało osób, które skrzykiwały się, żeby głosować na mnie, widziałem w mediach społecznościowych. Bardzo wszystkim dziękuję! Podczas ogłoszenia wyników zastanawiałem się, czy czasem nie wypadłem z pierwszej piątki, bo wyszedł po odbiór nagród Leon Łazarczyk, potem Wilhelm Gromisz, a mnie dalej nie wyczytywali (śmiech). Byli ze mną w auli AWF znajomi, ta niepewność buzowała i w końcu wszystko stało się jasne. Puchar za zwycięstwo w plebiscycie stanął na honorowym miejscu, obok pucharów, które wywalczyłem w mistrzostwach Polski i mistrzostwach Europy.
Napisz komentarz
Komentarze