Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 07:53
Reklama
Reklama
Reklama
Są zmuszeni walczyć o swoje

Powrócili na granicę. Trwa protest przewoźników

Po ponad roku polscy przedstawiciele branży transportowej powrócili na słynne już skrzyżowanie drogi wojewódzkiej nr 816 z drogą krajową nr 12 w Okopach w gminie Dorohusk, aby zakomunikować zaniepokojenie obecną sytuacją gospodarczą w kraju. – Problemy nie skończyły się, powracają jak bumerang, ze zdwojoną siłą – podkreślił w momencie rozpoczęcia akcji protestacyjnej Rafał Mekler, prezes Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu. Na miejscu są też przewoźnicy z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników w Białej Podlaskiej.
Powrócili na granicę. Trwa protest przewoźników
Przedsiębiorcy, w tym przedstawiciele firm z Białej Podlaskiej i okolic od wczoraj, 12 maja protestują na granicy polsko-ukraińskiej

Źródło: RC

Przedsiębiorcy, w tym przedstawiciele firm z Białej Podlaskiej i okolic od wczoraj, 12 maja protestują na granicy polsko-ukraińskiej. 

- Walczymy o równy dostęp do rynku europejskiego - mówi współwłaściciel firmy PDP Logistics oraz członek zarządu i skarbnik Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników w Białej Podlaskiej, Marcin Potapczuk. 

Dobija ich wojna i "system"

Polscy przedsiębiorcy z branży transportowej – przede wszystkim ci, którzy prowadzą swoje firmy od kilku dziesięcioleci, zmuszeni są dzisiaj redukować zatrudnienie i „zwijać” z mozołem budowany interes. Twierdzą, że ciężki plecak ich doświadczeń wypełniają dzisiaj wysokie koszty prowadzenia działalności gospodarczej, europejskie regulacje i dumpingowa konkurencja, która zajmuje coraz to dalej zakrojone obszary naszego rynku transportowego. Rynku, który generuje ok. 7 proc. polskiego PKB i stanowi swoisty barometr tendencji, które panują obecnie w gospodarce. 

Co więc można odczytać, spoglądając na skalę? Że nie jest dobrze. Zleceń jest coraz mniej, co oznacza, że producenci i hurtownicy towarem obracają rzadko i w małych ilościach. Są ostrożni, liczą każdy grosz. Dzisiaj nikt nie inwestuje dużych pieniędzy. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Jak twierdzą, do tego dochodzi niezwykle drapieżna w swoich działaniach, ukraińska konkurencja. Została zaburzona, istniejąca od wielu lat, zdrowa, sprawiedliwa proporcja pomiędzy liczbą przedsiębiorstw i kierowców, którzy obsługują rynek towarowy. 

Argumentują, że przed wybuchem wojny za obsługę bieżących zleceń odpowiadało ok. 50 proc. kierowców ukraińskich i polskich. Dzisiaj polscy przewoźnicy odpowiadają za mniej, niż 10 proc. rynku. Powód? Konkurencja gospodarcza, która działa w oparciu o uczciwe zasady, pozwala na zrównoważony rozwój wszystkich podmiotów, uczestników rynku. W momencie, kiedy jeden podmiot uzyskuje wyraźną przewagę nad innymi, o zdrowej konkurencji nie może już być mowy. Zaczyna się, napędzana przez mechanizmy dumpingowe, walka.

- Te niepokojące trendy w gospodarce utrzymują się od dłuższego czasu. Pojazdy ukraińskie wjeżdżają na teren naszego kraju i zabierają ładunki, za których obsługę odpowiadali do tej pory przedsiębiorcy z Lubelszczyzny, Podkarpacia, ale też innych regionów naszego kraju. Dlaczego to wiemy? Otóż ukraiński system e-kolejki, Echerga, pokazuje, że ok. 70 proc. pojazdów, które wjeżdżają na teren Polski z Ukrainy przejeżdża bez żadnego ładunku. Wjeżdżają po to, aby oferować, po dużo niższych stawkach, swoje usługi. Załadowanych jest tylko ok. 30 proc. pojazdów. Ten system obejmuje oczywiście i Polskę i Ukrainę, ale ukraińscy kierowcy mają tę przewagę, że na terenie swojego kraju mogą oczekiwać w komfortowych warunkach, najczęściej w domu i tylko otrzymują powiadomienie w momencie, kiedy przychodzi czas na przekroczenie granicy. Nasi kierowcy muszą oczekiwać tam, na miejscu, a nierzadko dużo dłużej, ponieważ bardzo często dochodzi do sytuacji, w której przed polskim kierowcą pojawia się w systemie nagle w systemie 20, 30 ukraińskich aut. Jak do tego dochodzi? Nie wiem… - mówił wczoraj o niektórych aspektach problemu Rafał Mekler.

Przed przejściem granicznym w Dorohusku tworzą się kolejki ciężarówek. Fot. RC
Nie są dla Ukrainy żadną konkurencją

Polscy przedsiębiorcy nie są w stanie zejść poniżej określonego, cenowego pułapu. Jest to po prostu niemożliwe. W czasie, gdy nasze firmy dwoją się i troją, by przetrwać kryzys, ukraińskie, nieobarczone żadnymi dodatkowymi opłatami i regulacjami, rozwijają się w najlepsze.

- Tych obciążeń, z którymi jesteśmy zmuszeni zmagać się, jest bardzo dużo. To tzw. Polski Ład, to pakiet mobilności. To na nas, a nie na Ukraińcach, wymuszono w końcu wymianę, zupełnie niedawno, sprawnych urządzeń, tachografów, na modele o określonych parametrach. Koszt takiej operacji to ok. 7 tys. zł na jeden pojazd. Po co? Żebyśmy mogli być jeszcze dokładniej kontrolowani. Koszty prowadzenia działalności są po prostu nieporównywalne. Te tachografy mieliśmy wymienić do końca lutego. Teraz brak odpowiedniego urządzenia wiąże się z mandatem w wysokości 12 tys. zł – podkreślał w czasie wystąpienia przedstawiciel branży.

Bialski przedsiębiorca, Marcin Potapczuk dodaje, że polscy przewoźnicy jedynie walczą o równy dostęp do europejskiego rynku. 

- Celem jest sprawiedliwość. Teraz przegrywamy nierówną walkę z konkurencją ze wschodu, zwłaszcza z ukraińskimi przewoźnikami. Przez to, że jesteśmy obarczeni wieloma obciążeniami, nasz usługi są dużo droższe niż usługi konkurencji. Dlatego popieramy protest przewoźników i do niego dołączyliśmy. Będziemy protestować aż do skutku! - zaznacza. 

Polskie firmy transportowe padają

W tym momencie ciężka praca polskich przedsiębiorców przechodzi do historii, ponieważ większość firm jest zmuszona zakończyć swoją działalność albo znacząco zredukować jej skalę.

- Domagamy się, aby przywrócić ruch bez e-kolejki w Dołhobyczowie i Zosinie. To ten system odpowiada, w dużej mierze, chociaż nie wyłącznie, za tę sytuację. Ukraina bardzo sprawnie wykorzystuje ten system właśnie po to, aby opóźniać wjazd polskich kierowców na teren naszego kraju. Dlatego tak ważne jest przywrócenie tzw. żywej kolejki. W takiej kolejce nie ma możliwości, aby pojawiło się przed nami kilkadziesiąt samochodów. A w kolejce wirtualnej jest to możliwe. Jest to po prostu niesprawiedliwe – zauważył przedsiębiorca.

Kierowcy walczą również o wdrożenie zapisów ustawy UD18, która umożliwi walkę z nieuczciwą konkurencją. W dokumencie mowa jest między innymi o tym, że zleceniodawca może zostać obciążony karą, jeśli powierzy ładunek firmie bez uprawnień. A w przypadku współpracy z ukraińskimi firmami do takich sytuacji dochodzi niestety bardzo często.

- Chodzi też o masę innych zapisów, które obniżą koszty naszej pracy i uproszczą współpracę z przedsiębiorstwami, które powierzają nam ładunki. Te zapisy mają oczywiście charakter czasowy, związany z bieżącą sytuacją, ale to jednocześnie przepisy których potrzebujemy właśnie teraz, na „już” – wyjaśnił Mekler.

Rafał Mekler: "Tracimy ostatnie przestrzenie suwerenności"

Przedsiębiorcy domagają się w końcu, aby Polska zaczęła się w końcu zachowywać jak podmiot, a nie przedmiot we współpracy pomiędzy Unią Europejską a Ukrainą.

- Oddaliśmy w istocie większość swoich kompetencji, jeśli idzie o strategiczne decyzje. Teraz o wielu gałęziach naszej gospodarki decydują już urzędnicy w Brukseli. Nie mamy na to większego wpływu. Tak też dzieje się w transporcie. Nie decydujemy o sobie w relacjach z Ukrainą. Polityka Unii Europejskiej prowadzona jest w taki sposób, aby ograniczyć rolę państw tej wspólnoty. Decyzje mają zapadać poza tymi państwami – alarmował Mekler.

Marek Okliński, który na rynku ukraińskim działał od przeszło 25 lat zauważył z kolei, że czas oczekiwania w ukraińskiej e-kolejce niesie też za sobą inne skutki.

- Otóż kierowca, który wjeżdża na Ukrainą kilkanaście razy w roku i zmuszony jest za każdym razem oczekiwać przez kilka dni na wjazd, ostatecznie traci pozwolenie na wjazd. Wyczerpuje swój czasowy limit. Więc z punktu widzenia przedsiębiorcy jest bezproduktywny. Mógłby jeździć, ale nie może – uważa Okliński.

Podobne odczucia towarzyszą innemu przedsiębiorcy, Janowi Teteryczowi. On swoją firmę prowadzi od ponad 30 lat

- Poprawę sytuacji obiecywał nam i poprzedni rząd, i obecna ekipa rządząca. Mamy poczucie, że nikt nie szanuje naszej pracy. W ramach porozumienia z Unią Europejską ukraińskie przedsiębiorstwa miały tylko wjeżdżać na teren wspólnoty, zabierać ładunki i wracać do siebie. Tymczasem wjeżdżają i poruszają się po Europie nawet 60, 70 dni. Podobne odczuci towarzyszą również naszym kolegom z innych krajów. Ukraińcy są po prostu tani, a dla nas te stawki są nieakceptowalne. Kształtują się poniżej progu opłacalności – podkreślił z kolei Teterycz.

Na granicy pojawiać się będą, w systemie rotacyjnym, przedsiębiorcy z różnych części kraju. Przyjechali także związkowcy z kopalni „Bogdanka”, którzy także alarmują w sprawie niepokojących, w ich opinii, trendów. Protest przewoźników popierają rolnicy ze Stowarzyszenia Polski Rolnik. - Uważamy, że stanowisko wszystkich branż powinno być jednoznaczne, bo jeżeli teraz zostanie uwolniony handel bezcłowy z Ukrainą, to polscy rolnicy upadną. Działania rządzących muszą się zmienić, a my, rolnicy, będziemy wspierać protestujących na granicy transportowców. Niedługo delegacja rolników pojedzie na miejsce, aby być z przewoźnikami - mówi prezes towarzyszenia, Piotr Kisiel. 

Spotkają się z wicemarszałkiem Sejmu

Z kolei Marcin Potapczuk zapowiedział, że jutro 14 maja przedstawiciele Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników w Białej Podlaskiej spotkają się z wicemarszałkiem Sejmu Krzysztofem Bosakiem. Tematem rozmów ma być obecna trudna sytuacja polskich przewoźników. 

Co godzinę jedna ciężarówka

Protest w rejonie polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Dorohusku polega na blokowaniu przejazdu samochodów ciężarowych w kierunku granicy i od granicy. Przepuszczana jest jedna ciężarówka na godzinę. Pojazdy przewożące pomoc humanitarną, zaopatrzenie wojskowe, paliwa i materiały niebezpieczne oraz autokary nie są blokowane.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Kierowca Ciężarówki 13.05.2025 13:50
Pracowałem u takiego przewoźnika. Zarobki w granicach 11.000 zł - 14.000 zł. Netto. Trasy Niemcy , Holandia , Belgia. Umowa o pracę i odciągane ubezpieczenie, składki rentowe, emerytalne, podatek od tego ile zarobiłem czyli od kwoty 11.000 - 14.000 zł netto. Po zmianę pracy znalazłem nowego pracodawcę. Wszystko ładnie pięknie ale ten pracodawca chrzani mi że będzie mi płacił najniższą krajową 3.500 zł netto a resztę będzie mi dawał w kopercie. Powiedział mi że chce oszukać ZUS i Urząd Skarbowy i aby jak najwięcej pieniędzy mieć sobie. Ja w szoku nie wiedziałem że w Polsce w XXI wieku są jeszcze tacy pracodawcy złodzieje oszuści i wyzyskiwacz? Powiedziałem że będę miał niską emeryturę jak będzie mo składki odprowadzał od najniższej krajowej i że byłbym durniem jakbym Się na to zgodził. Drugą naszą rozmowę nagrałem i zgłosiłem oficjalnie z imienia i nazwiska do ZUS i Urzędu Skarbiwego że taki oszust, złodziej uchował się jeszcze w XXI wieku.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama