Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 29 kwietnia 2024 15:17
Reklama
Reklama Baner reklamowy - warsztat samochodowy - pogotowie

Reportaż: Moja kochana babcia ocaliła mi życie

Danuta Izdebska z domu Romaniuk urodziła się w Husince, wsi położonej ok. 20 km od Białej Podlaskiej. Na świat przyszła w 1943 r. podczas okupacji, jednak zna wiele historii rodzinnych z okresu II wojny światowej. Opowiada o losach swoich wujków, którzy w młodym wieku zostali zabrani do obozu koncentracyjnego w Majdanku oraz o tym, jak wyglądała edukacja we wczesnej komunie.
Reportaż: Moja kochana babcia ocaliła mi życie

Wojna rozpoczęła się wczesnym rankiem, tato Danuty słuchał wtedy radia. Potem rozległ się huk i odbiornik przestał działać. Rodzina miała przygotowany wcześniej schron, w którym się ukryła przed bombardowaniem. Jednak ze względu na panikę oraz pośpiech zapomnieli o kilkumiesięcznej Danusi, która beztrosko raczkowała po podwórku. Dziewczynkę odnalazła na terenie gospodarstwa sąsiadów babcia. Niestety, znajomi nie wpuścili ich do piwnicy. Przeżyły cudem, przebywając na zewnątrz podczas największego nasilenia ognia. 

Podczas wojny gestapowcy przywozili do okolicznych lasów jeńców i tam ich rozstrzeliwali, zwłoki wrzucali do zbiorowego grobu długiego na 40 metrów. Ciała przysypywano cienką warstwą ziemi, by zrobić miejsce dla kolejnej tury skazańców. W jamach pochowano kilka tysięcy osób z różnych części Europy. Tylko nielicznym udało się przeżyć. Niemcy zabraniali chodzić do lasu mieszkańcom Husinki, nie wszyscy się jednak do niego stosowali. Toteż prawda o masowych zabójstwach szybko dotarła do miejscowych. Izdebscy mieli pole w pobliżu miejsca kaźni. Rodzice Danuty byli więc jednymi z pierwszych osób, którzy odkryli przerażającą prawdę. Córce opowiedzieli o tym, gdy była już dorosła.

– W tych miejscach ziemia była popękana, zapadnięta. Mama mówiła, że jeszcze długo po tej tragedii występowała z grobu spieniona krew – mówi Danuta. Jeden z jeńców z pewnością się uratował i był to Rosjanin. Wygrzebał się z dołu trupów, ale przez to, że był nagi nie mógł wyjść z lasu. Ktoś go jednak zauważył i podarował mu ubranie oraz nakarmił. Później uciekinier znalazł schronienie w domu kobiety samotnie wychowującej dzieci, gdyż jej mąż został powołany do wojska. Były jeniec pomagał jej w gospodarstwie, nikt też nie wydał go nazistom, którzy pytali o zbiegów. Niestety, szczęście nie trwało długo. W 1942 r. współpracujący z okupantami sołtys wsi powiadomił ich o tym, że mieszkańcy ukrywają mężczyznę. Wówczas gestapowcy postanowili spalić całą wieś, ale najpierw zebrali wszystkich na jednym podwórku, także kobiety z dziećmi.

Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 17

 

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama