Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 grudnia 2025 10:32
Reklama
Reklama

Ludzie stąd: Tragiczne wspomnienia Zdzisława Grenia

Zdzisław Greń jest prezesem stowarzyszenia Dzieci Wojny oddziału Biała Podlaska od około dwudziestu lat. Wspomina babcię Antoninę, która zginęła na jego oczach, od wybuchu granatu, a także okrutne przesłuchanie przez Urząd Bezpieczeństwa jego matki Anny. Opowiada też o ojcu, który służył w Armii Krajowej i wspólnym słuchaniu radia Wolna Europa przez całą rodzinę.
Ludzie stąd: Tragiczne wspomnienia Zdzisława Grenia

Urodził się 25 października 1938 r. w Cieleśnicy. Jego rodzice Anna i Władysław poznali się na jednej z zabaw, organizowanych w tej miejscowości. Po niedługim czasie przenieśli się do wsi Pokinianka. Do majątku Alicji Kuczewskiej. Tam Władysław został zatrudniony jako fornal i stangret, a jego żona opiekowała się dziećmi. Kiedy przyjechali okazało się, że nie ma dla nich miejsca w czworakach zamieszkiwanych przez służbę. Wówczas szlachcianka udostępniła im małe mieszkanie w jej pałacu.

Kiedy Niemcy wycofywali się we wrześniu 1944 r. i trwały bombardowania oraz walki z Sowietami, Zdzisław miał 6 lat. Pamięta długie godziny spędzone w okopie. Kiedy trzymał się spódnicy ukochanej babci Antoniny Greń, kobieta postanowiła zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz i wychyliła się. W tym czasie uderzył granat, a jego odłamki w nią trafiły. Mały Zdzisław z przerażeniem zobaczył jak babcia zalana krwią osuwa się do okopu.

– Miała porozrywane części ciała. Została zawieziona do szpitala, który mieścił się przy ul. Janowskiej w Białej Podlaskiej. Niestety, obrażenia były zbyt duże i po trzech dniach zmarła – mówi Zdzisław ze łzami w oczach. Dodaje, że Antonina zawsze była odważną kobietą i to ją zgubiło. Została pochowana na cmentarzu przy ul. Janowskiej w Białej Podlaskiej. To jedno z dwóch najbardziej wyrazistych wspomnień z okresu wojny, które posiada mężczyzna.


Drugie dotyczy działalności jego ojca Władysława w Armii Krajowej.

– Został zaangażowany do oddziału przez prawnika Jerzego Świątkiewicza, który przed wojną był zarządcą majątku Alicji Kuczewskiej. Jako kilkulatek zauważyłem, że ojciec chowa coś pod strzechą spichrza. Pewnego dnia postanowiłem sprawdzić, co to takiego. Wszedłem po bardzo wysokiej drabinie i wyciągnąłem zawiniątko. Kiedy odkryłem materiał zobaczyłem najprawdziwszy pistolet. Bałem się, że ojciec się dowie, że go znalazłem, więc nic nie mówiłem o swoim występku w domu – opowiada Zdzisław Greń. Dodaje, że jego ojciec często znikał na noc, a nawet na kilka dni i nigdy nie mówił czym się zajmuje i gdzie chodzi. Wiadomo było, iż dostarcza tajne wiadomości żołnierzom Armii Krajowej. – Nawet, kiedy byłem dorosły i pytałem o działalność, unikał odpowiedzi – zaznacza. (...)

Jedynym dorosłym i naocznym świadkiem była Anna Greń. – Funkcjonariusze postawili ją nad trupem nauczycielki, który leżał na długiej ławie pod ścianą i zaczęli zadawać pytania. Te stawały się coraz bardziej natarczywe. Nie obyło się też bez szarpania, popychania i grożenia. Słyszałem wszystko, bo byłem w pokoju obok, także płacz i błaganie mamy, by ją puścili, bo nic nie wie. Ten koszmar trwał kilka godzin – przyznaje Zdzisław Greń. Kiedy przesłuchanie jego matki się skończyło, pozwolono jej wrócić do syna. Jednak, nie była ona w stanie powiedzieć ani słowa. Stała jak słup soli, wyczerpana długotrwałym i bardzo stresującym spotkaniem z UB. Przyjaciel ojca, kiedy dowiedział, co się stało, przyszedł sprawdzić, w jakim stanie jest Anna. Próbował do niej mówić. Nakłaniał, by się odezwała, choć słowem, jednak bezskutecznie. W końcu postanowił włożyć jej w usta łyżkę, by zmusić ją do jakiejkolwiek reakcji. Udało się. Anna powiedziała, że jest zmęczona i położyła się. (...)

Po parcelacji majątków ziemskich, rodzina Greniów otrzymała kilka hektarów, dzięki temu miała, gdzie wybudować dom i budynki gospodarcze. – Ojciec świetnie radził sobie jako cieśla, kiedy tworzył dla nas siedlisko. Pomagał mu w tym jego przyjaciel i mój ojciec chrzestny Jan Kowalski, a także jego synowie – wyjaśnia Zdzisław.  Dodaje, że choć ojciec nie krytykował władzy, bo uważał, iż dzięki niej ma gospodarstwo, to często słuchał radia Wolnej Europy. - Mnie też do tego zachęcał – wspomina prezes stowarzyszenia Dzieci Wojny. (...)

Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 30 czerwca

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: por. NosTreść komentarza: Dlatego, że po białoruskiej stronie Bugu polskie prawo nie działa, geniuszu.Data dodania komentarza: 18.12.2025, 22:57Źródło komentarza: Łowili na "szarpaka". Muszą zapłacić po blisko 3 tys. złAutor komentarza: Cezary WędkarzTreść komentarza: A dlaczego nie karaja szarpakowcow po Białoruskiej stronie Bugu . Ich też powinien polski sąd ukarać. Polska policja i straż graniczna powinna narobić zdjęć tych szarpakowców po Białoruskiej stronie. Pojechać na Białoruś złapać ich przywieść do Polski i surowo ukarać.Data dodania komentarza: 18.12.2025, 17:44Źródło komentarza: Łowili na "szarpaka". Muszą zapłacić po blisko 3 tys. złAutor komentarza: magister blokersTreść komentarza: A co tam w twojej śmiesznej budzie w Ortelu? Nie rozpadła się?Data dodania komentarza: 18.12.2025, 15:16Źródło komentarza: Chciał zażartować. Teraz odpowie przed sądemAutor komentarza: ???? - maniaku,Treść komentarza: A co trzeba mieć w głowie, aby pochwalać kradzież samochodu?Data dodania komentarza: 18.12.2025, 10:17Źródło komentarza: Chciał zażartować. Teraz odpowie przed sądemAutor komentarza: por. NosTreść komentarza: Przecież powinien mieć zabrane prawo jazdy i ponownie powinien być skierowany na kurs prawa jazdy . Ale najpierw na badania do lekarza . Przecież już w podstwówce uczą dzieci że nie zostawia się w aucie kluczyków i na dodatek włączony silnik . Matko strach na ulicę wychodzić .Data dodania komentarza: 18.12.2025, 08:13Źródło komentarza: Chciał zażartować. Teraz odpowie przed sądem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama