Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 3 maja 2024 12:15
Reklama
Reklama

Region: Spotkanie na skraju puszczy

W kolejnej odsłonie naszego cyklu regionalnych legend opowiemy historię, która związana jest z aż trzema miejscowościami w powiecie parczewskim. Łączy je spotkanie młodych ludzi, Jurka i Ludmiły, którzy od pierwszego spojrzenia, wiedzieli, że są sobie pisani. Los spłatał im jednak figla, a Jurko musiał udowodnić, że zasługuje na rękę dziewczyny.
Region: Spotkanie na skraju puszczy

Autor: fot. wikipedia.org

W czasach kiedy Polska i Litwa były połączone unią, tereny dzisiejszego powiatu parczewskiego i bialskiego, pomiędzy rzekami Piwonia i Zielawa porastały gęste i nieprzeniknione puszcze. Na ziemiach tych osiedlali się Rusini oraz katolicy przybywający z Mazowsza czy Małopolski, zwani Lachami.

Rycerz Anton i jego osada
Jednym z tych, którzy właśnie w tych okolicach założyli swoje posiadłości, był dzielny i możny rycerz Anton. Wsławił się on w walce z Tatarami, toteż książę litewski nagrodził go, dając mu rozległy kawał puszczy. Wojak był bardzo zaradny, wyciął więc z pomocą swoich ludzi część lasu i założył tu osadę. Zaprzestał też wojowania, a wszystkie swoje siły wkładał od tej pory w rozwijanie przydworskich posiadłości. Trzeba przy tym wspomnieć, że Anton nie był już młody, co też mogło zaważyć na decyzji o rezygnacji z udziału w walkach. Zaradny rycerz z roku na rok powiększał więc swój dobytek, przybywało mu żyznych ziem, a osada rozrastała się w szybkim tempie. Po kilku latach w miejscu, gdzie kiedyś kołysały się wysokie drzewa, można było zobaczyć kołyszące się łany zbóż. Właściciel cieszył się szacunkiem wśród ludzi, miał opinię prawego człowieka, nie był też zbyt srogi dla swoich pracowników. Chłopi więc, którzy się tutaj sprowadzili i osiedlili, chętnie pracowali, by powiększać osadę. Po kilku latach zaczęto ją nazywać Antopolem od imienia rycerza.

Anton był wdowcem, po żonie została mu jedynie córka Ludmiła, którą kochał z całych sił i była jego oczkiem w głowie. W wychowaniu dziewczynki pomagała mu stara piastunka. Ludzie co prawda plotkowali, że to nie jest jego prawdziwa córka, a dziecko młodej Laszki, którą rycerz uwolnił z tatarskiej niewoli, ale po kilku dniach zmarła, osieracając dziewczynkę. Nikt jednak nigdy nie potwierdził tej historii. Mężczyzna z kolei nie widział świata poza swoją małą córeczką. Lubił obserwować ją podczas zabawy na dziedzińcu. Nazywał ją swoim kwiatuszkiem.

Panna w męskim przebraniu
Mijały lata, Ludmiła wyrosła na piękną, młodą pannę. Wysoka, szczupła, jasnowłosa i błękitnooka, prawdziwa Laszka. Ojciec dumny był z niej niesamowicie i mimo upływu lat nadal traktował jak swoje oczko w głowie. Czasem tylko, obserwując ukochaną córkę, wzdychał ze smutkiem, bo przypominała mu zmarłą żonę.

Ku jego uciesze dziewczyna nie była tak delikatna i krucha jak jej matka, dopisywało jej zdrowie. Ojciec uczył jej więc rzeczy, których nie mogła nauczyć jej stara piastunka. I tak, Ludmiła potrafiła strzelać z łuku lepiej niż niejeden mężczyzna, potrafiła też sama zrobić sobie taką broń. Najlepiej jednak wychodziła jej jazda konna. Anton uznał bowiem, że takie umiejętności z pewnością okażą się dziewczynie przydatne i możliwe, że nieraz uchronią ją przed niebezpieczeństwem, bo sama będzie umiała się obronić. Ludmiła zachwycona była takimi lekcjami, chętnie towarzyszyła ojcu w polowaniach i uczyła się kolejnych „męskich” zajęć. Dosiadała prawie każdego konia, w męskim stroju i z łukiem lubiła mknąć przez pola i leśne dróżki. Ludzie często byli mocno zadziwieni widokiem drobnej, ślicznej dziewczyny, która jednak miała w sobie tyle siły, odwagi i zacięcia.  W wieku kilkunastu lat potrafiła sama upolować zwierza, ale ojciec przestrzegał ją by sama nie wybierała się na łowy. (...)

Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 2 lutego


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama