Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 05:27
Reklama
Reklama
Reklama
120 lat temu

Pożar w Białej. Łotry podpaliły stodółkę na ulicy Krzywej

Gazeta Świąteczna wychodziła co niedzielę, od 1881 do 1939 roku. Stołeczny tygodnik adresowany był do jak najszerszych warstw chłopstwa polskiego. Pisano prostym słowem, nie rzadko z błędem, dla ludu – i z ludu. Grupa docelowa czytelników rozproszona była po całym kraju, w tym również w mieście Białej w ówczesnej „gubernji” siedleckiej. Wtedy to, ponad wiek temu, opisano jak na terenie dzisiejszej Białej Podlaskiej „łotry podpaliły stodółkę w domostwie Asza przy ulicy Krzywej”.
Pożar w Białej. Łotry podpaliły stodółkę na ulicy Krzywej
„Smutnie to wszystko świadczy o niektórych mieszkańcach Białéj; warci oni są chyba nazwy nie ludzi, ale bydląt” – napisano 120 lat temu na łamach Gazety Świątecznej

W czasach, gdy wielu nie umiało czytać, a ci, którzy umieli, nie mieli co czytać po polsku, Gazeta Świąteczna przychodziła do domów co niedzielę, przynosząc wieści ze świata i sąsiedztwa, słowa pokrzepienia i przestróg, opowieści z życia i porady na codzienność. W efekcie stała się zdecydowanym liderem wśród krajowych periodyków ludowych początku XX wieku.

W cyklu Wieści z minionej niedzieli podajemy teksty wybrane z wydań sprzed lat stu (i więcej). Chcemy nie tyle te historie przypomnieć, co i język. Niech to będzie podróż w czas, gdy rząd carski pisał tylko po rosyjsku, ale lud – po swojemu.

Dzisiejszy artykuł, „Pożar w Białej”, pochodzi z sierpnia 1905 roku. Podajemy go bez upiększeń – z zachowaniem pisowni, składni i ducha czasów, kiedy to „wieś rozbrzmiewała pieśnią nabożną”, a „rozbójnicy nocą stawali na gościńcu”.


Pożar Białej. Już od pewnego czasu w Białej, sporém mieście powiatowém w gubernji siedleckiej, znajdowano tu i ówdzie kartki z zawiadomieniem, że miasto będzie spalone. Jakoż we środę 9 sierpnia o pół do 11-éj wieczorem jakieś łotry podpaliły stodółkę w domostwie Asza przy ulicy Krzywej.

Ogień bardzo szybko rozszerzył się na sąsiednie zabudowania i zaczął posuwać się coraz dalej a dalej, przerzucając się z jednego domu na drugi. Rozbudzeni mieszkańcy palących się lub zagrożonych pożarem domów ratowali rzeczy z mieszkań. Wkrótce nadeszła kompanja piechoty, ale żołnierze mając z sobą karabiny nie mogli iść do walki z pożarem i wzięli się do pilnowania rzeczy powyrzucanych z mieszkań na ulicę. Dopiero w półtorej godziny po wybuchu ognia zgromadziła się straż ogniowa ochotnicza, ale marna była jej robota.

Beczki porozsychane, sikawki popsute, brak koni, a w studniach wody, wreszcie nieład wśród ratowników, sprawiły, że pomoc ich mało co była warta. Dopiero później, kiedy przybyła straż ogniowa z fabryki Rabego z dwiema sikawkami, ratunek stał się skuteczniejszy. Ale wkrótce większa część ratowników odpadła.

Oto zaczął się palić browar; wielu rzuciło się po złodziejsku na wynoszone z jego piwnic beczki z piwem i wypróżniali je, aż się popili. Taka sama pijatyka była i koło palącej się miodosytni. Smutnie to wszystko świadczy o niektórych mieszkańcach Białéj; warci oni są chyba nazwy nie ludzi, ale bydląt.

Pożar trwał do rana, a zgliszcza tliły się jeszcze przez cały czwartek aż do późna w nocy. Spaliło się 50 budynków drewnianych w uboższej części miasta. Zbrodniarze grożą podobno dalszém podpalaniem miasta i rozrzucają zawiadomienia o tém. Czyżby nie było na nich sposobu?

Gazeta Świąteczna, 1285 7/20 VIII 1905, strona 3

CZYTAJ TEŻ:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama