Gazeta Świąteczna ukazywała się w Warszawie od 1881 do 1939 roku jako niedzielny tygodnik adresowany do szerokich warstw polskiego chłopstwa i mieszkańców prowincji. Pisano językiem prostym, często niepoprawnym, ale bliskim ludziom – ich troskom i codzienności.
W cyklu Wieści z minionej niedzieli, co – nomen omen – niedzielę dzielimy się Wami historiami sprzed wieku. Dziś przypomnimy wstrząsający list od niejakiego A. O., czytelnika z Konstantynowa lub okolic, który ukazał się na łamach Gazety Świątecznej w październiku 1911 roku.

Dziecko przy ogniu
Z Konstantynowa, w guberńji siedleckiej, pisze do nas jeden czytelnik:
W piątek 6-go października żona kościelnego rozpaliwszy w piecu pod blachą ogień, zostawiła 3-letnią córeczkę samą w izbie i poszła krowy doić. Gdy w kwadrans potem powróciła, dziecko omdlałe z bólu leżało na podłodze całe w płomieniach. Paliła się kołyska, pościel na łóżku tliła się, a przy piecu dymiła głowienka wyciągnięta przez dziecko z pod blachy. Pożar ugaszono, ale okropnie opalona dziewczynka jedynaczka w trzy godziny umarła.
Konstantynów na początku XX wieku
Konstantynów – miejscowość, która w 1909 roku liczyła około 2300 mieszkańców – był typowym miasteczkiem na pograniczu wiejsko-miejskim. W tamtym okresie przeważającą część ludności stanowili Żydzi, ale warunki życia były podobne dla wszystkich: skromne drewniane domy, ciasnota, ciężka praca fizyczna oraz brak kanalizacji i bieżącej wody. W okolicy funkcjonowały co prawda szpitale w Białej Podlaskiej i Janowie Podlaskim, jednak dostęp do opieki medycznej dla zwykłych mieszkańców był ograniczony. Szczególnie dotyczyło to kobiet i dzieci, które zwykle nie były traktowane priorytetowo – jeśli rodzina musiała zapłacić za pomoc lekarską, najpierw leczyło się mężczyznę.

Na podstawie danych historycznych wiadomo, że śmiertelność dzieci w zaborze rosyjskim, w którym znajdował się Konstantynów, była jedną z najwyższych w Europie. W latach 1910–1914 umierało tam nawet 200–250 niemowląt na każde 1000 żywo urodzonych – to znaczy, że co czwarte lub piąte dziecko nie dożywało pierwszego roku życia. Jeszcze więcej umierało w kolejnych latach dzieciństwa. W niektórych rejonach śmierć ponosiło 30–40 procent dzieci przed ukończeniem piątego roku życia. Przyczyny były wielorakie, ale wszystkie miały wspólny mianownik: ubóstwo, brak dostępu do opieki medycznej i fatalne warunki higieniczne. Epidemie odry, krztuśca, błonicy, zapaleń płuc czy biegunek pustoszyły domy. Nawet łagodne z pozoru infekcje, przy braku lekarza i leków, kończyły się śmiercią. Do tego dochodziły wypadki – często tragiczne, jak te przy ogniu, gorącym piecu czy w trakcie pracy.
Na początku XX wieku, szczególnie na terenach wiejskich takich jak gubernia siedlecka, opieka nad dziećmi wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. W tamtych czasach rodziny były często liczne, a codzienne życie pełne ciężkiej pracy. Dzieci nie były jedynie pod stałą opieką dorosłych, lecz często pozostawały same lub pod nadzorem starszego rodzeństwa. Musiały szybko „dorosnąć” i pomagać w gospodarstwie, co wpływało na ich rozwój emocjonalny i fizyczny. Na wsiach nie istniały instytucje czy systemy zajmujące się ich opieką – przedszkola, żłobki czy świetlice. Edukacja na temat bezpieczeństwa była minimalna lub wręcz nieobecna. Rodzice i opiekunowie często nie zdawali sobie sprawy, jak można zapobiegać nieszczęśliwym zdarzeniom, a wiedza medyczna była ograniczona. W razie jakiegoś zagrożenia pomoc była trudna do uzyskania, co często kończyło się tragicznymi konsekwencjami.












![Parczewskie Smaki z Marką Lubelskie [LISTA LAUREATÓW] Parczewskie Smaki z Marką Lubelskie [LISTA LAUREATÓW]](https://static2.slowopodlasia.pl/data/articles/sm-4x3-parczewskie-smaki-z-marka-lubelskie-lista-laureatow-1764579477.png)
![Spowodował śmiertelny wypadek. Uciekł z miejsca zdarzenia [VIDEO] Spowodował śmiertelny wypadek. Uciekł z miejsca zdarzenia [VIDEO]](https://static2.slowopodlasia.pl/data/articles/sm-4x3-spowodowal-smiertelny-wypadek-uciekl-z-miejsca-zdarzenia-1764673560.jpg)




Napisz komentarz
Komentarze