Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 16 grudnia 2025 15:50
Reklama
Reklama

POWIAT BIALSKI: Nicole i Gérard zachwycili się Podlasiem

Nicole i Gérard Fortuné to niezwykli emeryci z Francji, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu. Leśną Podlaską i okolice odwiedzają od lat, uwielbiają też jeździć na rowerach. Postanowili więc połączyć te dwie rzeczy i odwiedzić swoją ulubioną polską miejscowość, całą drogę przebywając na jednośladach. W podróży spędzili 2,5 miesiąca, przejechali 4042 kilometry.
POWIAT BIALSKI: Nicole i Gérard zachwycili się Podlasiem

Pomysł na tak niezwykłą rowerową podróż kiełkował w głowach państwa Fortuné od wizyty leśniańskiej młodzieży we francuskim Mazières-en-Gâtine, w ramach programu Erasmus. O wycieczce, która trwałaby przez jakiś czas i nadałaby sensu ich życiu marzyli dwa lata. Do przodu pchała ich silna wiara. - U nas bardzo dużo ludzi wyrusza na pieszą pielgrzymkę do Hiszpanii do św. Jakuba de Compostella. My bardzo lubimy jazdę rowerem, więc pomyśleliśmy o takiej podróży – opowiada Nicole Fortuné. - Na początku pomysł wydawał mi się szalony, ale zdecydowaliśmy się go skonkretyzować - dodaje. Jak wyznają, głębszą ideą wędrówki było duchowe połączenie francuskiego kościoła lokalnego z leśniańskim sanktuarium, które nie jest tam znane. - Pomyśleliśmy, że mieszkańców naszego regionu zainteresowałoby odkrycie, że w ogóle takie sanktuarium istnieje i jak ważne jest, jeśli chodzi o kult maryjny – mówi Gerard Fortuné.

Przygotowania rozpoczęli już w 2017 roku, przejechali wtedy 2000 km. Testowali różny sprzęt, jeździli całą zimę, aby być przygotowanym na każde warunki. Z Mazières-en-Gâtine wyruszyli 27 maja. - Można było wybrać krótszą trasę, ale wziąwszy pod uwagę nasz wiek i ilość bagażu, chcieliśmy dać sobie czas. Założyliśmy, że będziemy jechać wzdłuż rzek, gdzie jest zawsze płaski teren – wyznaje Nicole. Na początku wyprawy postanowili, że będą robić około 60 km dziennie, ale było różnie. Czasem tylko 40, a najwięcej 96 km. Co dziesięć dni robili sobie dzień wolny. Przed wyjazdem pojawiały się chwile zwątpienia. A czasem trudne momenty w trasie. - Zdarzało się, że dojeżdżaliśmy do kempingu, który nie istniał, albo był nieczynny. Zawsze jednak znalazł się ktoś, kto nam pomógł. A przy tym doświadczyliśmy spotkań ze wspaniałymi ludźmi, które bardzo ubarwiły naszą podróż. – wspomina Gerard.

Cały artykuł przeczytacie we wtorkowym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 11 września


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaZamów prenumeratę tygodnika Słowo Podlasia na 2026 rok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama