Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 06:39
Reklama
Reklama
Reklama
Organizatorzy skazani, weterynarze wolni

Wyrok w sprawie „tygrysów z Koroszczyna”. Trzech skazanych, weterynarze uniewinnieni

Po sześciu latach od dramatycznego transportu dziesięciu tygrysów przez przejście graniczne w Koroszczynie zapadł wyrok. Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej uznał za winnych Rosjanina i dwóch włoskich kierowców, skazując ich na kary w zawieszeniu i grzywny. Dwaj polscy weterynarze, którym prokuratura zarzucała niedopełnienie obowiązków i znęcanie się nad zwierzętami, zostali uniewinnieni.
Wyrok w sprawie „tygrysów z Koroszczyna”. Trzech skazanych, weterynarze uniewinnieni
Graniczni lekarze weterynarii nie są winni tego, co spotkało tygrysy na granicy w Koroszczynie w 2019 roku - zdecydował sąd

Autor: Joanna Danielewicz

Wyrok dotyczy zdarzenia, które miało miejsce na przejściu granicznym w Koroszczynie w 2019 roku. Transport z tygrysami  z Włoch do Dagestanu przybył na przejście w Koroszczynie w nocy z 24 na 25 października 2019 r. Przewoźnik miał tzw. dokumenty CITES, wymagane konwencją waszyngtońską, mówiącą o zasadach przewozu zwierząt egzotycznych. Jednak już w trakcie kontroli transportu przed jego wyruszeniem na Białoruś, opiekunowie zwierząt mieli być informowani przez nasze służby o tym, że nie posiadają dokumentów, których wymagać będzie strona białoruska, chodziło o certyfikaty  wydawane przez urzędowego lekarza weterynarii we Włoszech. Włoscy kierowcy nie mieli też wiz. Mimo tego chcieli na Białoruś wjechać. Z białoruskiej granicy zostali cofnięci, a transport z tygrysami utknął w Koroszczynie, bez możliwości rozładowania go i dania zwierzętom wytchnienia od ciasnych klatek. W trakcie transportu jedno zwierzą padło.

Tygrysy ostatecznie z Koroszczyna nie pojechały w dalszą docelową trasę. Trafiły do ZOO w Poznaniu i Człuchowie. Później część z nich wyjechała do azylów za granicą. Jedno ze zwierząt padło w transporcie w oczekiwaniu na pomoc.

Wyrok zapadł

31 marca 2023 roku w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej ruszył proces, w którym oskarżono dwóch weterynarzy, dwóch włoskich kierowców i Rosjanina, o to co przydarzyło się tygrysom transportowanym z Włoch do Rosji jesienią 2019 roku.

Osoby, które uczestniczyły w transporcie zwierząt, czyli Włosi i Rosjanin, prokuratura oskarżyła o znęcanie się nad zwierzętami poprzez niezapewnienie odpowiednich warunków w trakcie podróży, doprowadzenie do ich cierpienia i pogorszenia ich dobrostanu. Weterynarza granicznego Jarosława Nestorowicza oskarżono o niedopełnienie obowiązków, natomiast lek. wet. Eugeniusz Karpiuk, który bezpośrednio dokonywał kontroli weterynaryjnej, usłyszał te same zarzuty i dodatkowo zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Obaj weterynarze utrzymywali, że są niewinni, zdecydowali się występować pod pełnymi nazwiskami i nie utajniać wizerunku. Do winy nie przyznali się również obcokrajowcy. 

4 września 2025 roku SSR Barbara Wójtowicz odczytała wyrok I instancji. Sąd uznał za winnych zarzucanych im czynów Rosjanina Rinata V., oraz Włochów Marco A. i  Alessio D. Wobec Rosjanina sąd orzekł 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, karę grzywny w wysokości 250 stawek dziennych po 20 zł oraz nawiązkę 10 tys. zł na rzecz Fundacji  Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt VIVA.

Uznając za winnych Marco A. i Alessio D. sąd zdecydował o karze 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, grzywnie w wysokości 200 stawek dziennych po 20 zł każda, nawiązce na rzecz stowarzyszenia VIVA w kwocie 8 tys. zł. Wyroki dla obu Włochów są jednakowe.

W odniesieniu do polskich weterynarzy sąd zdecydował o uniewinnieniu od zarzucanych im czynów. A przypomnijmy, że to w stosunku do granicznych lekarzy weterynarii prokuratura wnosiła o najsroższą karę, wnioskując o 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, kary grzywny w liczbie 100 stawek dziennych w wysokości 40 zł każda i zakazu zajmowania funkcji granicznego lekarza weterynarii oraz jego zastępcy na okres lat 5. Dodatkowo prokurator wnosił o nawiązkę od każdego z weterynarzy w wysokości 3 tys. zł na rzecz ochrony zwierząt. A stowarzyszenie VIVA żądało od nich po 200 tys. zł na rzecz fundacji. 

- Sąd po rozpatrzeniu dowodów w sprawie stwierdził, że należy ustalić winę i sprawstwo trzech oskarżonych Rinata V., Marco A. i Alessio D.   – argumentowała w ustnym uzasadnieniu sędzia Barbara Wójtowicz. - Sąd uznał, że ponoszą oni odpowiedzialność za warunki w jakich były transportowane tygrysy. Rinat V., wbrew swoim twierdzeniom, że nie był organizatorem transportu posiadał udzielone mu upoważnienie do zorganizowania transportu na trasie między włoską Latiną a Brześciem w Białorusi, gdzie przewidywany był postój i wypoczynek zwierząt, tudzież Dagestanem, docelowym miejscem transportu. Marco A. i Alessio D. działali zgodnie z poleceniem zamawiającego. Nie sposób jednak uznać, że nie ponoszą oni winy i sprawstwa w zakresie tego, że byli zobowiązani do zapewnienie tygrysom odpowiednich warunków transportu. Sąd uznał, że ci trzej oskarżeni swoimi zachowaniem zrealizowali znamiona zarzucanych im czynów z art. 35 ust. 1a oraz art. 35 ust. 1  ustawy o ochronie zwierząt. Sąd wymierzył im karę odpowiednią do winy i społecznej szkodliwości czynu. 

Sąd zadał sobie pytanie i uniewinnił

Co do uniewinnienia granicznych weterynarzy, sąd przyznał, że rozpatrując ich udział w całym zdarzeniu, zadawał sobie niemal od początku postępowania jedno pytanie. 

- Czy gdyby taki transport tygrysów w dniu dzisiejszym ponownie zjawił się na granicy polskiej, te dylematy, które mieli wówczas lekarze graniczni weterynarii byłyby identyczne jak 6 lat temu? – stawiała w ustnej argumentacji wyroku sędzia Barbara Wójtowicz. Przypomniała, że na kanwie tego procesu ustawą z 2022 roku została wprowadzona instytucja Centralnego Azylu dla Zwierząt, oraz zasad przyjmowania zwierząt do tego azylu i postępowania z nimi. - Na chwilę obecną taki azyl nie jest utworzony, więc w przypadku kolejnego transportu tygrysów, dalej będziemy borykać się z problemem, gdzie w celach wypoczynku należy umieścić taki transport zwierząt niebezpiecznych – wskazała sędzia.

Sąd uznał, że postępowanie dowodowe nie doprowadziło do ustalenia winy i sprawstwa Jarosława Nestorowicza i Eugeniusza Karpiuka. Wskazywał wykazane w postępowaniu sądowym i dowodowym działania weterynarzy na rzecz polepszenia sytuacji tygrysów, które utknęły na granicy w Koroszczynie. Szukali możliwości rozładowania transportu na terenie kraju, kontaktując się z ogrodami zoologicznymi. To od nich wpłynęło doniesienie do organów ścigania dotyczące transportu tygrysów, który utknął na granicy.  

Jednocześnie sąd przypomniał, że graniczni lekarze wykonywali swoje czynności w ramach swoich obowiązków zawodowych. - Sprawdzili stan tygrysów w dniu gdy trafiły na granicę. Kontrola, weryfikacja dobrostanu nie jest tożsama zapewnieniem ich ochrony czy opieki lub oceną stanu zdrowia.  To nie było obowiązkiem lekarzy granicznych - przypomina sędzia.

- Nie wyobrażałem sobie innego rozstrzygnięcia, wierzyłem w niezawisłość sądów.  Od pierwszego dnia postawienia mi zarzutów w połowie listopada 2019, trzy lata prokurator zbierał dowody, byłem przez osiem miesięcy zawieszony w funkcji lekarza granicznego. Przez te 6 lat sporo przeżyłem, tym bardziej, że ani kierownictwo inspekcji weterynaryjnej nie uznawało nas za winnych, mamy izbę lekarską z rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej, która nie stawiała nam zarzutów. Mamy związki zawodowe, które mnie popierały, miałem list poparcia wszystkich wojewódzkich lekarzy weterynarii i granicznych lekarzy weterynarii, których jest sześciu w kraju. Nikt tu naszej winy się nie dopatrywał, tylko prokurator – komentuje proces i wyrok lekarz graniczny Jarosław Nestorowicz. - Czuję żal, że długoletni urzędowi lekarze weterynarii, którzy nienagannie realizowali swoje zadania przez niemal 40 lat, sześć ostatnich lat poświęcili obronie w sądzie. 

Na odczytaniu wyroku był sam. Pytany o to czy po całym zajściu wyciągnięto jakieś systemowe wnioski, mówi. - Nadal nie funkcjonuje z tego co wiem Centralny Azyl, a sytuacje różne ze zwierzętami wciąż się na granicy zdarzają. Ostatnio mieliśmy np. transport koni, tylko konie mamy gdzie przechować, bo mamy hotele dla zwierząt choćby w Zbuczynie czy pod Łukowem. Dla tygrysów nie mam takiego miejsca – mówi. Na pytanie, co by zrobił dziś, gdyby sytuacja z 2019 roku się powtórzyła, po chwili namysłu mówi krótko: -Zapewne postępowałbym tak jak wówczas.

CZYTAJ TEŻ: 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama