Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 5 maja 2024 14:54
Reklama
Reklama Baner reklamowy - warsztat samochodowy - pogotowie

Międzyrzec Podlaski: Lekarz tłumaczy - "Pojechałem do domu po leki"

Nie cichną echa sytuacji, która miała niedawno miejsce w międzyrzeckim szpitalu powiatowym. Chodzi o pacjentkę, która pojawiła się w placówce i jak wynikało z informacji przekazanych prasie, nie otrzymała pomocy na oddziale ginekologicznym, ponieważ lekarza dyżurującego nie było w tym czasie w szpitalu. Andrzej Barszczewski, lekarz-ginekolog, który zszedł wtedy z dyżuru zabrał głos w sprawie.
Międzyrzec Podlaski: Lekarz tłumaczy - "Pojechałem do domu po leki"

Przed tygodniem opisywaliśmy sytuację, która miała miejsce w SPZOZ w Międzyrzecu Podlaskim. Pacjentka miała trafić na oddział ginekologiczny, ale z powodu nieobecności lekarza dyżurującego nie uzyskała tam fachowej pomocy.  Informację potwierdził wówczas dyrektor placówki. – Pacjentka została odwieziona na trakt porodowy do szpitala wojewódzkiego w Białej Podlaskiej. Czekam na wyjaśnienia lekarza, dlaczego w czasie dyżuru nie był obecny na oddziale. Z pewnością będą wyciągnięte konsekwencje. To jest niedopuszczalna sytuacja, która grozi konsekwencjami dla całego szpitala – komentował sprawę dyrektor SPZOZ w Międzyrzecu Podlaskim, Wiesław Zaniewicz. 

Do sytuacji postanowił się odnieść sam zainteresowany, lekarz Andrzej Barszczewski, który zwołał w piątek, 5 kwietnia, konferencję prasową. – Chcąc wyjaśnić sytuację, pragnę poinformować, że 28 marca, pełniąc dyżur na oddziale ginekologiczno-położniczym, zaobserwowałem u siebie niepokojące objawy. Od wielu lat jestem chory na złośliwe nadciśnienie tętnicze, a nie miałem ze sobą tego dnia niezbędnych leków. Postanowiłem więc pojechać po nie do domu. Moim błędem było, że nie zgłosiłem tego faktu lekarzowi pełniącemu według szpitalnych zasad funkcję starszego lekarza dyżuru – usprawiedliwiał swoją nieobecność. 

Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 15

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
WIEM 16.04.2019 15:37
z tego co wiem to dr A. Barszczewski mieszka 200 m w linii prostej od szpitala, gdyby poszedł np na konsultację na internę (drugi budynek) to niewiele mniej oddaliłby się od oddz. ginekologii. , był w zasięgu możliwości konsultacji w 5 min. o co więc chodzi.? jeśli jakiś lekarz na dyżurze robi zabieg, operacji na chirurgii czy ginekologii, czy reanimacji z założeniem elektrody do serca na internie, to czas potrzebny do zakończenia zabiegu i przybycia na izbę przyjęć jest dłuższy niż opuszczenie szpitala w odległ. 200 m.

Ja 13.04.2019 14:54
Juz sie komentujacy nie podniecajcie. Jesli bylo tak jak mowi co jest dla odpowiednich ludzi nie trudne do ustalenia to jaka tam jego wina dziewczyna nawet nie dojechala na ginekologie nie miała nawet kontaktu z tym lekarzem zadnego bledu medycznego nie popelnil sama jest sobie winna 19 lat dorosla osoba nie wierze ze nie wiedziala ze jest ciazy zamiast od razu powiedziec lekarzom to robila z siebie wariata. Na co liczyla to nie katar ze leczony czy nie i tak przejdzie. Tyle dziekowac bogu ze sama nie zeszla przez swoja glupote.

Aaaa 12.04.2019 07:39
Dziecinnie tłumaczenie się

Ww 11.04.2019 16:10
Te "złośliwe" nadciśnienie hehe

Reklama
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama