Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 grudnia 2025 12:03
Reklama
Reklama

Po organizatorach transportu tygrysów w sądzie nie ma dziś śladu

Dziewięć miesięcy trwa już proces w sprawie transportu tygrysów, które cztery lata temu utknęły na granicy w Koroszczynie. – Trudno nam się pogodzić z tym, że całą odpowiedzialnością za ten transport obarczana jest inspekcja weterynaryjna – przyznaje dziś Adam Szkodziński, pełnomocnik oskarżonych weterynarzy granicznych.
Po organizatorach transportu tygrysów w sądzie nie ma dziś śladu
Dziewięć miesięcy trwa proces w sprawie transportu tygrysów. Organizatorów transportu na nim nie ma. Ciężar odpowiedzialności czują weterynarze graniczni

Autor: Joanna Danielewicz

W marcu w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej ruszył proces, w którym prokuratura oskarża dwóch weterynarzy, dwóch włoskich kierowców i Rosjanina, o to co przydarzyło się tygrysom transportowanym z Włoch do Rosji jesienią 2019 roku. Osoby, które uczestniczyły w transporcie zwierząt, czyli Włosi i Rosjanin, oskarżone są o znęcanie się nad zwierzętami poprzez niezapewnienie odpowiednich warunków w trakcie podróży, doprowadzenie do ich cierpienia i pogorszenia ich dobrostanu. Nie przyznają się do winy. 

Weterynarz graniczny Jarosław Nestorowicz oskarżony jest o niedopełnienie obowiązków, natomiast Eugeniusz Karpiuk, który bezpośrednio dokonywał kontroli weterynaryjnej, ma te same zarzuty i dodatkowo zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Obaj weterynarze uważają, że są niewinni, chcą występować pod pełnymi nazwiskami i nie chcą utajniać wizerunku.

Zdaniem obrony, nie ma potwierdzenia zarzutów

Prokurator Przemysław Goławski, odczytując w marcu akt oskarżenia, zarzut niedopełnienia obowiązków przez weterynarzy opisywał tak: – Posiadając niewiarygodne informacje o długotrwałym transporcie 10 tygrysów na trasie z Republiki Włoch do Dagestanu na terenie Federacji Rosyjskiej, braku lub wadliwości wymaganej dokumentacji, pogarszającym się stanie zdrowia zwierząt, a także zakończonych niepowodzeniem próbach przewiezienia ich przez granicę Republiki Białorusi, której władze odmówiły dokonania odprawy celnej i wjazdu na swoje terytorium, oraz dysponując wiedzą o warunkach, w jakich odbywa się przewóz zwierząt, zaniechał niezwłocznego sprawdzenia ich stanu zdrowia i podjęcia działań na rzecz ochrony zwierząt, w szczególności odnoszących się do poprawy dobrostanu, przez co działał na szkodę porządku prawnego w zakresie przeciwdziałania cierpieniu zwierząt.

Lekarz graniczny, Jarosław Nestorowicz już na początku procesu swoje stanowisko zawarł w takich słowach: – Uważam, że wszyscy pracownicy inspektoratu zrobili, co możliwe dla poprawy dobrostanu tych zwierząt, przy równoczesnym zachowaniu bezpieczeństwa publicznego na przejściu granicznym.

Dziś po wielu miesiącach procesu, pełnomocnik lekarzy weterynarii granicznej tak ocenia przestawiane przez stronę oskarżenia argumenty. 

– W mojej ocenie żaden z przeprowadzonych dowodów nie potwierdza aktu oskarżenia, czyli że to moi klienci mieli się dopuścić zarzucanych im czynów. A przypomnę, że jesteśmy jeszcze przed fazą słuchania świadków obrony – mówi mec. Adam Szkodziński.

Zostali tylko weterynarze

Po czterech latach od zdarzenia na przejściu granicznym w Koroszczynie, do którego doszło pod koniec października 2019 roku, wciąż nie wiadomo, kto poniesie odpowiedzialność za to, co się wówczas wydarzyło. 

– Trudno nam się pogodzić z tym, że całą odpowiedzialnością za ten transport obarczana jest inspekcja weterynaryjna. Nie ma już opiekunów tych zwierząt, nie ma organizatorów transportu, nikt nie jest zainteresowany. Jedynymi osobami, które czynnie uczestniczą w procesie są lekarze weterynarii, którzy zrobili wszystko, żeby pomóc tym zwierzętom. Szukali miejsca do schronienia, organizowali wodę, organizowali karmę – mówi dziś obrońca weterynarzy granicznych. – Pragnę jednak przypomnieć, że moi klienci to nie tylko weterynarze, ale przede wszystkim przedstawiciele organów administracji publicznej. Moi klienci mieli za zadanie stosować przepisy prawa. Oprócz tego, do działania zobowiązane są też inne organy jak policja, straż gminna, organizacje zajmujące się opieką nad zwierzętami, które mają ustawowe prawo odbioru tych zwierząt.

Mecenas przyznaje, że konsekwencje sytuacji z tygrysami, ponoszą na razie tak naprawdę tylko jego klienci, a przypomina, że na ławie oskarżonych w toczącym się procesie są przecież także obcokrajowcy, organizatorzy transportu. – W realizacji jest wciąż europejski nakaz dochodzeniowy. W toku są kwestie, związane z postępowaniem prowadzonym we Włoszech, więc zobaczymy, jak długo będziemy czekać na materiały stamtąd. To są bardzo ważne materiały, bo to przecież włoska inspekcja weterynarii zatwierdzała środek transportu, dawała zielone światło temu, by tygrysy w takich warunkach ruszyły w tak długą podróż.  Z naszej wiedzy wynika, że w finale prowadzonego tam postępowania nikt nie poniósł odpowiedzialności. Cała wina jest przypisywana tutejszym lekarzom weterynarii w Koroszczynie – mówi mec. Szkodziński. Na obecność w procesie obywatela Rosji też nie można liczyć. Tu w grę wchodzi kwestia geopolityczna i związana z nią możliwość przyjazdu Rinata V. do Polski. Rinat V. wysłany był przez ZOO w Dagestanie do Włoch po transport tygrysów. 

Diabeł tkwi w szczegółach

Na grudniowej rozprawie mecenas Szkodziński miał nadzieję na konfrontację w przesłuchaniu przedstawiciela organizacji zajmujących się ochroną zwierząt. Świadek nie pojawił się jednak na posiedzeniu. -–Osoby te były na miejscu, są też ustawowo zobowiązane do pomocy zwierzętom. Zależy nam na obiektywnej relacji. Zależy nam nie tylko na stanowisku naszych lekarzy weterynarii, ale i obiektywnym oglądzie osób, które zajmują się ochroną zwierząt – mówi obrońca lekarzy weterynarii. 

Jak dodaje, obrona zgłosiła już częściowo swoje wnioski dowodowe, które będą rozpatrywane po tym, jak sąd zakończy procedowanie dowodów zgłoszonych przez oskarżenie. 

– Mogę powiedzieć, że moi klienci też będą chcieli złożyć w odpowiednim czasie dodatkowe wyjaśnienia w sprawie. Akt oskarżenia jest wielowątkowy, a diabeł tkwi w szczegółach. My będziemy wyjaśniali wszystkie okoliczności – zapewnia mec. Szkodziński. 

Jak poinformowała na ostatnim posiedzeniu sędzia SR w Białej Podlaskiej, Barbara Wójtowicz, na wysłuchanie czeka jeszcze siedmiu zgłoszonych  świadków. Kolejne rozprawy zaplanowano na styczeń i luty przyszłego roku.


Transport z tygrysami przybył na przejście w Koroszczynie w nocy z 24 na 25 października 2019 r. Przewoźnik miał tzw. dokumenty CITES, wymagane konwencją waszyngtońską, mówiącą o zasadach przewozu zwierząt egzotycznych. Jednak już w trakcie kontroli transportu przed jego wyruszeniem na Białoruś, opiekunowie zwierząt mieli być informowani przez nasze służby o tym, że nie posiadają dokumentów, których wymagać będzie strona białoruska, chodziło o certyfikaty, wydawane przez urzędowego lekarza weterynarii we Włoszech. Włoscy kierowcy nie mieli też wiz. Mimo tego chcieli na Białoruś wjechać. Z białoruskiej granicy zostali cofnięci, a transport z tygrysami utknął w Koroszczynie, bez możliwości rozładowania go i dania zwierzętom wytchnienia od ciasnych klatek. Tygrysy wyjechały z Koroszczyna 30 października. Trafiły do ZOO w Poznaniu i Człuchowie. Później część z nich wyjechała do azylów za granicą. Jedno ze zwierząt padło w transporcie w oczekiwaniu na pomoc.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

irasiad 19.12.2023 15:30
Brawo dla adwokata Szkodzińskiego! Faktycznie, to jest kuriozum, że tych co chcieli ratować te koty dziś prokuratura sadza na ławie oskarżonych. Życzę udowodnienia Waszych racji!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: por. NosTreść komentarza: Dlatego, że po białoruskiej stronie Bugu polskie prawo nie działa, geniuszu.Data dodania komentarza: 18.12.2025, 22:57Źródło komentarza: Łowili na "szarpaka". Muszą zapłacić po blisko 3 tys. złAutor komentarza: Cezary WędkarzTreść komentarza: A dlaczego nie karaja szarpakowcow po Białoruskiej stronie Bugu . Ich też powinien polski sąd ukarać. Polska policja i straż graniczna powinna narobić zdjęć tych szarpakowców po Białoruskiej stronie. Pojechać na Białoruś złapać ich przywieść do Polski i surowo ukarać.Data dodania komentarza: 18.12.2025, 17:44Źródło komentarza: Łowili na "szarpaka". Muszą zapłacić po blisko 3 tys. złAutor komentarza: magister blokersTreść komentarza: A co tam w twojej śmiesznej budzie w Ortelu? Nie rozpadła się?Data dodania komentarza: 18.12.2025, 15:16Źródło komentarza: Chciał zażartować. Teraz odpowie przed sądemAutor komentarza: ???? - maniaku,Treść komentarza: A co trzeba mieć w głowie, aby pochwalać kradzież samochodu?Data dodania komentarza: 18.12.2025, 10:17Źródło komentarza: Chciał zażartować. Teraz odpowie przed sądemAutor komentarza: por. NosTreść komentarza: Przecież powinien mieć zabrane prawo jazdy i ponownie powinien być skierowany na kurs prawa jazdy . Ale najpierw na badania do lekarza . Przecież już w podstwówce uczą dzieci że nie zostawia się w aucie kluczyków i na dodatek włączony silnik . Matko strach na ulicę wychodzić .Data dodania komentarza: 18.12.2025, 08:13Źródło komentarza: Chciał zażartować. Teraz odpowie przed sądem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama